Krótko i na temat, bo i tak nikomu się nie przyda: do Izby Poselskiej wpłynął sygnowany przez polityków KO projekt nowelizacji Konstytucji, w myśl którego potencjalne wyjście Polski z Unii Europejskiej wymagałoby zgody 2/3 posłów i senatorów lub przeprowadzenia referendum (projekt ustawy o zmianie Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej).
Dla jasności:
- polskie prawo przewiduje możliwość przekazania części kompetencji organów władzy państwowej, na podstawie umowy międzynarodowej, organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu (art. 90 ust.1 Konstytucji RP);
- kluczem do zrzeczenia się uprawnień jest wyrażenie przez parlament zgody na ratyfikację takiej umowy większością kwalifikowaną, po 2/3 głosów w obu izbach polskiego Sejmu, lub też w drodze referendum ogólnokrajowego (tzw. „klauzula europejska”; i tak to się skądinąd stało w 2003 r.);
- sęk — a może luka? — w tym, że chociaż przystąpienie do Unii Europejskiej wymagało nieco większego wysiłku politycznego, to do wystąpienia Polski z UE wystarczyłaby zwykła umowa międzynarodowa, której ratyfikacja wymaga zwykłej większości głosów (hipotetycznie: na sali jest 230 posłów, z czego 201 wstrzymuje się od głosu, a pozostali głosują 15:14 — i gra gitara);
- tę właśnie lukę wypełnić miałby projektowana nowelizacja, wprowadzająca analogiczne rygory w przypadku zamiaru przyjęcia takiej ustawy: 2/3 głosów w Izbie Poselskiej oraz 2/3 głosów w Senacie, lub referendum;
art. 90 ust. 5 Konstytucji RP (projekt)
Wypowiedzenie umowy międzynarodowej, o której mowa w ust. 1, wymaga zgody wyrażonej w ustawie uchwalanej przez Sejm większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz przez Senat większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów albo w referendum ogólnokrajowym zgodnie z przepisem art. 125. Przepis ust. 4 stosuje się odpowiednio.
- czas na mały paradoks: zawsze łatwiej byłoby zmienić ustawę zasadniczą i np. ogłosić przystąpienie do Związku Białorusi i Rosji na szczeblu konstytucyjnym — co wymaga zaledwie większości 2/3 głosów poselskich, ale tylko bezwzględnej większości w izbie wyższej parlamentu (art. 235 ust. 4 Konstytucji RP) — niż szarpać się z przepołowionym Senatem (łatwiej zatem też byłoby uprzednio uchylić taki wymóg);
- (dla unaocznienia: konstytucja francuska stwierdza, że „Republikańska forma rządu nie może stanowić przedmiotu zmiany Konstytucji” (art. 89) — no ale chyba można najsamprzód uchylić ten przepis, a później przywrócić cesarstwo czy restaurować Burbonów czy kto tam teraz pretenduje?);
- tak czy inaczej osobiście dostrzegam w projekcie nowelizacji łut rozsądnej równowagi: rzeczywiście potencjalnym absurdem jest, że tak doniosłe decyzje można podjąć przy identycznym poparciu jak w przypadku przepisu penalizującego naruszenie nietykalności cielesnej szczepiących na COVID-19 czy wprowadzenia jakiegoś „Polskiego Ładu” — no a polityka taka durna jest, że słowne deklaracje ważą tu wcale nie mniej, niż czyny.
A zamiast komentarza dodam, że mam wcale nie tak niejasne wrażenie, że być dziś za wystąpieniem Polski z UE to coś innego, niż być przeciwko przystąpieniu Polski do UE wówczas…