Karygodny separatyzm, anegdotyczny autonomizm, satyryczny regionalizm — czy po prostu komercyjne dmuchanie banieczki? Jeśli nawet książka „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” autorstwa Zbigniewa Rokity nie udziela zbyt wielu odpowiedzi na pytanie czym jest górnośląskość, to przynajmniej pozwala zadać kilka ciekawych pytań (bo przecież czasem zadawanie pytań jest ciekawsze niż udzielanie na nie odpowiedzi, nieprawdaż?).
Dla jasności: książka dzieli się jakby na dwie części — w pierwszej autor wykłada historię Górnego Śląska i swej rodziny (z dziada pradziada średnio-górnośląskiej), w drugiej zajmuje się reporterskimi rozważaniami na temat pojęcia owej górnośląskości (a ja jestem mu wdzięczny, że dostrzega, iż Śląsk to jednak coś więcej niż Katowice z Gliwicami i przyległościami) — a mało dokładnie i w punktach (pomijając kwestie rodzinne, chociaż książka nie byłaby tak fajna, gdyby autor ich nie wyłożył):
- pradawne (bo sięgające schyłku XIX wieku) kwestie językowe: czy język śląski jest bliższy polskiemu (bo Ślązacy to Polacy), czy raczej niemieckiemu (a więc Ślązacy są Niemcami)? to pewnie można wałkować w nieskończoność, dość rzec, że bogaty Śląsk nie chciał być utożsamiany z biedną Kongresówką czy zacofaną Galicją, zatem działacze śląscy wyraźnie pisali „nie możesz być Polakiem” (to nie cytat z Rokity, Rokita cytuje innych);
- i od razu czas na dygresję na ostro: Wretslaw przeszedł pod czeskie panowanie w XIV wieku, niewiele później wymarła królewska linia Piastów — jednak ród ten jeszcze przez kilka wieków coś znaczył na tutejszych ziemiach, z tym, że kurde-bele „nie mówili po polsku!”… no i rzeczywiście dobre pytanie: a czy wcześniejsi Piastowie mówili po polsku? czuli się Polakami? czy jednak Niemcami? a może jednak nie tylko na tych ziemiach jeszcze przez długi czas kwestie narodowościowe kompletnie nie istniały — liczyła się wiara i język oraz pochodzenie stanowe, ale na pewno nie narodowość;
- (na marginesie: kwestie językowe na pewno są ważne, ale czy kluczowe? rozbierając rzecz od tej strony można powiedzieć, że Żydzi są pochodzenia germańskiego — przecież ma wątpliwości, że jidysz jest językiem germańskim (ciekawe ile osób było skonsternowanych oglądając „Wesele” Smarzowskiego?), więc siłą rzeczy ludzie mówiący tym językiem muszą być aryjczykami);
- ciekawy jest ten wątek, że po listopadzie 1918 r. Brytyjczycy początkowo mieli pomysł, by Górny Śląsk stał się terytorium mandatowym Ligii Narodów („czymś na kształt Mezopotamii czy Palestyny”), bo tylko międzynarodowa opieka miała zapewnić prawidłowy rozwój społeczności pozbawionej tożsamości narodowej; bliżej niepodległości myślami była natomiast część fabrykantów, którzy wcale nie mieli ochoty utożsamiać się z Niemcami — aby nie płacić reparacji wojennych;
- jakby nie patrzeć w tamtym czasie świadomość narodowa Ślązaków była bardziej rozwinięta niż Białorusinów — Ukraińcy byli szybsi, Czesi bardziej zaawansowani (a Słowacy?) — dziś niepodległości ich państwa nikt nie kwestionuje (może z wyjątkiem samego bat’ki, ale to inna historia, no i jakieś próby jej uzyskania były już wiosną 1918 r.) — czyli wcale nie nieracjonalne są pytania: czy może istnieć naród bez państwa? czy może istnieć państwo, którego nie tworzy naród?
- dość rzec, że Rokita słusznie zauważa, że gdyby w 1921 r. wyszło na niepodległość Górnego Śląska, populacja tego państwa byłaby podobna do Litwy czy Urugwaju, a większa niż Estonii, Albanii i Paragwaju (zaś Niemców nie dziwiłoby istnienie niemieckiego państwa poza Niemcami); tymczasem skończyło się jego podziałem pomiędzy Niemcy, Polskę i Czechosłowację;
- zamiast tego wybuchły powstania; trzecie trwało tyle co warszawskie, ale w walkach udział wzięło więcej (bo ok. 60 tys.) ludzi — jak się okazuje niektórzy oceniają powstania jako wojnę domową („między Ślązakami omamionymi polskimi obietnicami i Ślązakami omamionymi niemieckimi obietnicami” — to też nie są słowa Rokity), jego skutkiem był podział całkiem korzystny dla Polski — oraz odrzucenie idei niepodległości Górnego Śląska;
- oraz podziały społeczne, które rychło zaczęły się odwracać: polska bieda wzmocniona kryzysem spowodowała, że część zwolenników przyłączenia Górnego Śląska do Rzplitej utraciła miłość do polskości (w czym wcale pomogła polityka sanacyjnych władz) — więc gdyby powtórzyć plebiscyt po paru latach, jego wynik byłby odwrotny;
- (to też ciekawe: w międzywojniu region mocno odbiegał od reszty kraju cywilizacyjnie i pod względem standardów życia (kanalizacja, wodociągi, prąd gaz) — mnie to się zawsze rzuca w oczy jak porównuję wrocławskie budownictwo z XIX wieku z budownictwem polskim…);
- to też dobre: „mam pradziadka z Wehrmachtu. Nie ja jeden. Miliony Polaków mają przodka, który służył w niemieckim wojsku. Według szacunków (…) walczyło w nim do pół miliona przedwojennych obywateli Polski (…) więcej przedwojennych i powojennych obywateli Polski służyło w Wehrmachcie niż w Armii Krajowej” (a więc „Afrika Korps to „nasze AK””); dlatego nie dziwi, że nauczycielki (pochodzące spod Kielc) nie mogły zrozumieć, że szkolna dziatwa ma problem z opowiadaniem o bohaterstwie dziadków podczas II wojny światowej;
- gorzej było po „wyzwoleniu” w 1945 r., kiedy wojska sowieckie wyprawiały na ziemiach niemieckich to, co wyprawiały — a przecież gdyby rysującym granice na mapie „drgnęła ręka o te nieszczęsne dziesięć tysięcy kroków” (przez co konkretny polski dom stałby na polskiej ziemi), zamieszkująca go rodzina nie podzieliłaby losu, który spotkał Niemców (ale też jeszcze później nie mogliby ubiegać się o przesiedlenie do NRF);
- następnie autor przechodzi do współczesności: Kutz, rozważania czy „polski Ślązak” czy raczej „śląski Polak” (i jak ma się do tego fakt, że większość „tutejszych” to już ludność napływowa?), ale też śląska kolonizacja okolic („Tramwaje Śląskie” w Zagłębiu), Ruch Autonomii Śląska, spór o narodowość śląską i spis powszechny (przyznam, że do dziś tego nie czuję — ale może dlatego, że prywatnie zdarza mi się tytułować Wielkim Kniaziem Śląsko-Wileńskim?);
- ciekawostką jest przytaczana przez Rokitę śląska historia jak widzi ją Dariusz Jerczyński: to Śląsk przyłączał i podbijał Polskę, to śląskie rycerstwo walczyło z mongolskim najazdem pod Legnicą (w sumie ciekawe, bo czytając „Ostatnią twierdzę Hitlera” też można się dowiedzieć, że 1241 r. był istotnym budulcem tożsamości Breslau), osłabienie władz wykorzystała Polska, odrywając się od Śląska, finalnie śląskie możnowładztwo zdecydowało się bliżej związać z Czechami (a „Księstwo Śląskie miało w Koronie Czeskiej identyczną pozycję, jak Królestwo Czeskie” — no to ja odsyłam do ciekawego hasła na Wikipedie.cz — země Koruny české), zaś „Księga henrykowska” to nie najstarszy zapis w języku polskim, lecz śląskim… i wszystko szło we właściwym kierunku, gdyby nie Habsburgowie i późniejszy rozbiór Śląska (idąc w sukurs Jerczyńskiemu warto dodać, że walki o Śląsk toczono także za oceanem, bo przecież czym innym wojna francusko-indiańska?);
- ale niech żywi nie tracą nadziei, bo mimo kolonizacji Gōrnego Ślōnska przez Polskę i Polaków duch w narodzie nie ginie (na przykład teraz trwają prace nad ustalaniem ostatecznego alfabytu ślůnskij godki, co też nie jest proste…);
- ale co jest proste: kto kojarzy historię wcale nie tak dawnej kodyfikacji češtiny — bez internetu, bez mediów, które dają wiele szans — pojmie, że takie rzeczy mogą zająć zaledwie kilkadziesiąt lat (to już moja uwaga).
Reasumując: „Kajś” to naprawdę bardzo ciekawa książka — powiedziałbym, że obligatoryjna dla każdego wielkopolaka (przymiotnika tego używam bez konotacji politycznej lub regionalnej) — więc należy się cieszyć, że Zbigniew Rokita napisał ją po polsku :-)
(Zbigniew Rokita, „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku”, wydawnictwo Czarne, na papierze 320 stron)