A teraz coś z nieco innej beczki, czyli kolejne czerwone, jesienne, wytrawne, arystokratyczne wino — Eminhof Frankovka pozdní sběr 2019.
Eminhof, Eminhof… nie, to nie emir, lecz graf, a dokładnie Eduard Graf Khuen von Belasi, Graf zu Lichtenberg, mecenas (patron) Alfonsa Muchy; a dokładnie pałac, który kazał wznieść dla swej ukochanej żony Emanueli (por. hasło na Wikipedie.cz). Nie mam pojęcia jaki był związek grafini z winem, niemniej po latach mianem jej kwatery zaczęto chrzcić ten boski napój, a dystyngowanym wizerunkiem architektury zdobić etykietkę.
Czy w tym przypadku mamy do czynienia z arystokracją czystej krwi, czy zgoła niekoniecznie? Kontretykietka nie pozostawia wątpliwości: wino Eminhof to marka należąca do spółki Diana Moravia s.r.o., ale za produkt odpowiada Zámecké vinařství Bzenec — czyli wypisz-wymaluj imć pan Onufry Zagłoba herbu Wczele.
Co nie zmienia faktu, że historia Czech i Moraw jest fascynująca, choć tak różna od naszej: nie tłukli się z Rosją, nie wzniecali powstań (z władzą walczyli politycznie — było o tyle łatwiej, że C.K. monarchia była ekstremalnie liberalna jak na tamte czasy), a na obecności zamożnych warstw niemieckich całkiem zyskali.
Wracając do wina: niby frankovka, ale jakaś taka nietypowa — dość delikatna, pozbawiona tego pikantnawego posmaku (bliżej jej do Modrego Portugala niż do klasycznego blaufränkischa), ale mimo to całkiem przyjemna. Kupiłem ją w Jeseníku, podczas naszego ostatniego wypadu, od którego trochę czasu już minęło, ale cóż, takie życie, a kosztowała okrągłe 89,90 korun — czyli takie tempranillo za 9,99 wymiata ;-)
(Eminhof Frankovka pozdní sběr 2019, fot. Olgierd Rudak, CC-BY 2.0)