Książki przeczytane w 2021 roku (i porzucone też)

Zgodnie z nie aż tak najnowszą świecką tradycją 25 grudnia na tutejszych łamach puszczam listę książek, które w upływającym roku przeczytałem, ale na tutejszych łamach nie zrecenzowałem — ale też ujawniam tytuły, które mnie tak bardzo zmęczyły, że się poddałem (bo przecież szkoda życia na czytanie kiepskich lub choćby nużących książek).

A mianowicie, w dużym skrócie i nie paląc:

  • Anne Applebaum: „Zmierzch demokracji” — właściwie to esej, dość długi i dość wielowątkowy (choć obracający się wokół jednego tematu), ale jednak esej. Taki rodzaj publicystyki bardzo lubiłem wiele lat temu… przeczytałem, nie poddałem się…
  • Randolph S. Churchill: „Winston S. Churchill: Volume One: Youth, 1874-1900”, „Young Statesman, 1901-1914” — życiorys Winstona Churchilla (autorstwa jego syna) może być bardzo ciekawy, aczkolwiek pierwsze lata jego życia nie należą do szczególnych (chociaż opowieść o dostaniu się do burskiej niewoli i ucieczce warta była uwagi); czyta się niełatwo, a to ze względu na dość archaiczny język i przywołanie dawnych form grzecznościowych, które dziś byłyby uznane za niegrzecznościowe; tom drugi znacznie lepszy, bo kariera Churchilla w rządzie Liberałów (ciekawe: dlaczego sala, w której obraduje Izba Gmin nie ma kształtu półokręgu? żeby nie dało się zmienić partii cichaczem — trzeba „to cross the floor”, co w dodatku WSC uczynił dwukrotnie) nabrała tempa; z naszej perspektywy interesujące są jego wywody dotyczące Home Rule w Irlandii i porównania do bałaganu jakiego zbuntowani Polacy potrafili narobić w Imperium;
  • Jeanine Cummins, „Amerykański brud” — naprawdę bardzo wstrząsające, w sumie powieść, ale czyta się jak reportaż… chociaż znane są mi kontrowersje dotyczące rzetelności autorki, książka niewątpliwie jest niebanalna;
  • Ian Fleming: „Thunderball” — cóż, nie od dziś wiadomo, że sensację lepiej się ogląda niż czyta… dotyczy to także Bonda, i to nie tylko ze względu na trudny (bo archaiczny) styl pisania (patrz R.S. Churchill), natomiast opis podwodnej bitwy… brrr; wmawiam sobie, że przynajmniej zweryfikowałem fakty  (jakim autem jeździ James Bond? prawidłowa odpowiedź: nieistniejącym Bentleyem Mark II Continental, z silnikiem z modelu Mark IV);
  • Martin Gilbert, „Winston S. Churchill, Volume Three: The Challenge of War, 1914-1916”, „Winston S. Churchill: Volume IV: World in Torment, 1916-1922” (dla jasności: zmiana autora biografii WSC nastąpiła po śmierci RSC) — początki Wielkiej Wojny, okoliczności i wpływ desantu na Gallipoli na politykę brytyjską są bardzo znaczące — podobnie jak to, że utraciwszy funkcję polityczną bohater… przywdział uniform i poszedł do okopów na froncie zachodnim (aczkolwiek cały czas nie zapominając o polityce — to jednak był polityczny zwierz); ciekawie opisane zaangażowanie WSC w wojnę domową w bolszewickie Rosji, wszakże w głównej mierze jemu właśnie przypisać należy interwencję (zakończoną porażką); bardzo ciekawy opis kształtowania się państwowości żydowskiej w Palestynie i emancypacji Irlandii Południowej; ogólne wrażenie bardzo ciekawe, bo właściwie do 1940 r. Churchill był oceniany jako krzykliwy, uparty, zarozumiały i nieudaczny egocentryk — można powiedzieć, że gdyby nie jego opór przeciwko ekspansji niemieckiej, przeszedłby do historii właściwie niezauważony, a jeśli już, to raczej negatywnie;
  • John Grisham: „Wichry Camino” — miał być rok bez kryminałów, prawie wytrwałem… prawie się poddałem czytając tę książkę, bo to takie flaki z olejem, jakich mało (ale przynajmniej nieprzedobrzone jak wiele innych dzieł tego gatunku);
  • Adam Higginbotham: „O północy w Czarnobylu” — bardzo szczegółowo i wnikliwie napisana historia tragedii w sowieckiej elektrowni jądrowej (czy ktoś z P.T. Czytelników jeszcze to pamięta? ;-) — począwszy od błędów projektowych, które czyniły wypadek praktycznie nieuniknionym (autor nie szczędzi detali technicznych), poprzez błędy ludzkie — aż do działań podjętych po wybuchu, zarówno tych „maskujących” (wszakże mówimy o zdarzeniu w państwie, które miało obsesję na punkcie tajności, dywersji i wyścigu ze światem kapitalistycznym), jak i zmierzających do opanowania sytuacji. Czyta się nieźle, może początek był dla mnie dość ciężkawy, ale później jest lepiej — naprawdę warto po tę książkę sięgnąć;
  • Albert Jawłowski: „Miasto Biesów. Czekając na powrót cara” — współczesno-historyczna dumka osadzona wokół morderstwa rodziny Romanowów i tego, co się teraz dzieje, całkiem niezłe — zaś informacje o kulcie religijnym jakim otaczany jest Mikołaj II są naprawdę bardzo ciekawe (autor nazywa to „carobożnictwem”), podobnie jak teorie, iż w istocie był to mord rytualny, a mauzoleum z mumią Lenina to nic innego jak jakiś punkt energetyczny wymierzony w rosyjskie siły witalne…
  • Marek Hłasko: „Piękni dwudziestoletni” — powrót po… czytałem to grubo przeszło dwadzieścia lat temu, znów jestem urzeczony — tak powinno się pisać plotkarskie teksty (ale świat naprawdę zszedł na psy, że w najlepszym przypadku obiektem zainteresowania plotkarskich mediów jest Robert Lewandowski i jego żona, a w najgorszym… jakieś przypadkowe postaci…);
  • Agnieszka Kamińska: „Szwajcaria. Podróż przez raj wymyślony” — bardzo dobre, może nawet otwierające sporo oczu na ów raj wymyślony przez jego mieszkańców, ale też wyobrażenia i stereotypy oglądających go z zewnątrz;
  • Adam Leszczyński: „Ludowa historia polski” — książka z tezą, co chyba w kontekście „obiektywnego” pisania o historii oznacza złamanie pewnych reguł (czego autor się raczej nie wypiera), ale teza całkiem ciekawa: skoro przez 7/10 czasów 9/10 populacji naszych ziem żyło w poddaństwie (od bardzo późnego średniowiecza, aż do XIX stulecia), trudno pisać historię Polski i Polaków wyłącznie przez pryzmat władców, bitew i hetmanów. Przy okazji można sobie naświetlić skąd to nasze (materialne, ale i społeczne) zacofanie; zasługiwałaby na tutejszych łamach (podobnie jak „O północy w Czarnobylu”) na odrębną recenzję, a jakichś tam przyczyn się nie załapała;

książki przeczytane niedokończone 2021
Adam Leszczyński: „Ludowa historia polski”, wydawnictwo W.A.B., na papierze 672 strony (azaliż przeczytane na Kindlu)

  • Mirosław Prandota: „Przepustka do raju” — takie sobie opowiastki z cyklu co polski robaczek widział w tamtej Szwecji i go zaskoczyło, raczej subiektywne gawędziarstwo niż reportaż, ale czyta się nieźle;
  • Marek Rybarczyk: „Tajemnice Windsorów” — odświeżone po kilku latach (pod wpływem smutnych informacji o śmierci Księcia Edynburga), sporo (dziś już może lepiej znanych) informacji o dynastii Saxe-Coburg and Gotha z początku XX wieku, dużo ploteczek spisanych w duchu „ale to nieładnie tak plotkować”, troszkę za duży nacisk na historyjki o Dianie Spencer (ale przynajmniej w niezbyt nakolannym stylu);
  • Johannes Mario Simmel: „Nie zawsze musi być kawior” — miała być najśmieszniejsza niemiecka książka w życiu… nie rozśmieszyły mnie nawet wstawki rodem z książki kucharskiej, zaś przygody agenta z przypadku Thomasa Lievena — chociaż błyskotliwie osadzone w realiach historycznych od 1939 r. — wcale mnie nie rozbawiły: przede wszystkim za długie i arcyprzegadane;
  • Petr Stančík: „Młyn do mumii” — sięgnąłem wyłącznie celem pogłębiania rozwoju wewnętrznego Czechofila, bo praskie tematy okolic 1866 roku mogą być tylko ciekawe; niestety, mimo niewątpliwej erudycji historycznej (włączenie w opowieść elementów eskapady Maksymiliana Habsburga na tron Cesarstwa Meksyku oraz wojny C.K. z Prusami) i niezłej głowie autora do przedziwnych fraszek, cała książka okazała się po prostu zlepkiem przypadkowych, czasem nawet zabawnych, a czasem nudnych, bajdurzeń;
  • Kai Strittmatter: „Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura” — dość wstrząsający i szokujący opis totalitaryzmu cyfrowego, chętnie korzystającego z nowalijek technologicznych, ale myślami tkwiącego w okowach przeszłości; dzisiejsze Chiny nie są już Chinami Mao, można powiedzieć, że sekretarz Xi Jinping chętnie rzuciłby hasło „towarzysze, bogaćcie się!”, ale po cichu dodał „ale nie zapominajcie o tym, co wymyślił Orwell„;
  • Mariusz Szczygieł: „Kaprysik” — krótkie, zgrabne, nieordodoksyjne;
  • Filip Zawada: „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek” — przeczytane przez przypadek, trochę zabawne, trochę niegłupie, trudno powiedzieć coś więcej (ale sięgnąć można).

No i te niedokończone, nieprzemęczone, niedodczytane:

  • Jacek Bartosiak, Piotr Zychowicz: „Nadchodzi III wojna światowa” — na pewno ważne, może i odkrywcze lub bulwersujące, ale sposób poprowadzenia narracji… dla mnie nie do przyjęcia; właściwie jest to zapis jakiegoś czata prowadzonego przez autorów (a może wzajemnego wywiadu, w którym nikt nie zadaje pytań, a wszyscy odpowiadają); siłą rzeczy redaktorsko książka po prostu leży… Jakbym szukał takich lektur, zapisałbym się do Fejsbóka;
  • Jerzy Bralczyk, Michał Ogórek: „Kiełbasa i sznurek” — takie tam dyrdymałki-koszałki-opałki (co gorsza sposób redakcji-narracji j/w…);
  • Susan Carnicero, Mike Floyd, Philip Houston: „Poznaj prawdę. Agenci CIA zdradzą ci, jak przekonać każdego, by powiedział wszystko” — tematyka właściwie fascynująca, bo przecież nie ma to jak rozpoznać profesjonalne sposoby wywierania wpływu na uparciuchów, jednak przerósł mnie nieco sposób narracji — jak na moje gusta zbyt dydaktyczny, zupełnie jakbym czytał kolejny poradnik z cyklu „jak w 7 krokach” osiągnąć coś-tam-coś-tam;
  • Yuri Slezkine: „Dom władzy” — tytuł dość mylący, bo niby naprawdę miało być o pewnym domu w Moskwie, a właściwie było historii puczu bolszewików; szkoda, że troszkę rozlazłe (sprzyja objętość, bo książka liczy sobie 1100 stron!) — obszerne fragmenty pozwoliłem sobie po prostu przelecieć wzrokiem…
  • Katarzyna Tubylewicz: „Samotny jak Szwed?” — mistrzyni książki, której nie da się zmęczyć (por. „Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie”), temat niewątpliwie ciekawy (Szwecja osobiście interesuje mnie prawie tak mocno jak Czeska Republika, tyle, że jak dotąd wyłącznie teoretycznie), podejście bardzo merytoryczne (wywiady, wywiady), ale… brakuje jakiejś iskry bożej, czegoś, co sprawiłoby, bym w przyszłości jeszcze sięgnął po kolejne pozycje spod pióra Katarzyny Tubilewicz; najpierw przelatywałem, później po prostu się poddałem…

I to by było na tyle, na razie — oby do Siego Roku i Darz Bór! :-)

subskrybuj
Powiadom o
guest

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

6 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
6
0
komentarze są tam :-)x