Czy psu, który ukradł swemu panu pożywienie, można odebrać łup? Przy okazji rozwalając łeb i masakrując nożem? Czy zabicie psa, który bronił zdobyczy, może być traktowane jako dokonane w stanie wyższej konieczności?
nieprawomocny wyrok SR we Włocławku z 2 listopada 2021 r. (II K 1343/20)
Nie stanowi okoliczności wyłączającej bezprawność i wyłączającej winę podjęcia czynu, którego niebezpieczeństwo nie miało obiektywnie charakteru bezpośredniego i rzeczywistego, nie było proporcjonalne i subsydiarne. Oskarżeni (działający z inną osobą) połączyli siły w celu zabicia psa a ich działania były rozciągnięte w czasie i zaplanowane, co stoi w sprzeczności z możliwością zastosowania art. 26 kk również z tego względu, że istniały inne alternatywne obiektywne środki do tego by uniknąć niebezpieczeństwa.
Orzeczenie dotyczyło małżonków oskarżonych o zabicie ze szczególnym okrucieństwem własnego, przygarniętego 4 lata wcześniej, psa.
Wszystko rozegrało się na podwórku: żona patroszyła gęś na obiad, a mąż poszedł do kojca, w którym był pies, bo chciał mu dolać wody do miski. Otworzył drzwiczki, a w tym momencie zwierzak — który był głodny, bo tego dnia jeszcze nie dostał jeść — wyskoczył z klatki; na ten widok matka zabrała dziecko do domu — pies skorzystał z okazji, capnął gęś i uciekł za budynki gospodarcze. Mąż postanowił odebrać psu zdobycz, więc ruszył za nim, jednak w momencie, kiedy się zbliżył, pies nagle go zaatakował i zaczął go kąsać po całym ciele. Sytuację zauważyła kobieta, więc wzięła nóż i sznurek — wespół-wzespół zadali psu 11 ciosów, skrępowali sznurem, związali mu łapy, w pysk wcisnęli kołek o średnicy ok. 4,5 cm i związali… aż pies zdechł.
art. 26 kodeksu karnego
§ 1. Nie popełnia przestępstwa, kto działa w celu uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego jakiemukolwiek dobru chronionemu prawem, jeżeli niebezpieczeństwa nie można inaczej uniknąć, a dobro poświęcone przedstawia wartość niższą od dobra ratowanego.
Z zeznań oskarżonej wynikało, że całość zajęła im ok. 15 minut, natomiast jej mąż (który „oświadczył”, że dorobił się m.in. „13 szwów na uchu, 9 szwów na szyi, 7 szwów na ręku”) zeznawał, że walczył z psem około 45 minut — sumarycznie natomiast chodziło o to, że trzeba było ratować życie i zdrowie mężczyzny, zatem zabicie psa nastąpiło w stanie wyższej konieczności.
Sąd, bazując na opinii biegłego, ocenił, że linia obrony oskarżonych jest niewiarygodna, albowiem:
- nieprawdopodobne jest, by pies zaatakował nagle, bez ostrzeżenia i bez powodu — takie zachowanie jest sprzeczne z wzorcem zachowań gatunku (dla jasności: do ataku u psa droga daleka, zwykle zaczyna się od warczenia, a nawet jeśli ugryzie, to zwykle raz-raz), brak też przesłanek, by ten konkretny egzemplarz miał skłonności do patologicznej agresji;
- niewiarygodne są także zeznania, iżby pies zostawił gęś i zaczął atakować mężczyznę — z pewnością jego zainteresowaniem cieszyła się zdobycz (pożywienie), zatem jest niemożliwe, żeby bez żadnej widocznej przyczyny zaatakował człowieka (pies chciał zjeść, a nie tłuc się z panem);
- nielogiczne są także słowa, że oskarżony poszedł za psem, by przywołać go do kojca — „psa przywołuje się z daleka”, a skoro mężczyzna znalazł się tak blisko, że aż w zasięgu psich zębów, to oznacza, że chciał do złapać, unieruchomić, odebrać mu jego łup;
Z opinii biegłej wynika jednoznacznie, że zachowanie psa stało w ścisłym związku z nieprawidłową opieką ze strony oskarżonych, którzy w tym dniu nie podali mu jedzenia, a także ze zignorowaniem wysyłanych przez niego sygnałów, które nakazywały oskarżonym odstąpienie od podejmowania jakichkolwiek działań, które przez psa mogły zostać odczytane jako zagrożenie.
- za bzdurną uznano także informację, że po podejściu mężczyzny „nosem szurał po ziemi i od razu skoczył do szyi” — raz, że psi nos jest bardzo delikatny, więc każdy pies chroni go przed ryzykiem urazu, dwa, że gdyby ten pies ugryzł go w szyję, to byłby ślad — a tymczasem „wśród obrażeń opisanych w dokumentacji medycznej nie wymienia się ran szarpanych szyi, ani nawet śladów chwycenia przez psa w tej okolicy” (więc tu chyba trzeba włożyć owych „9 szwów na szyi”);
- absurdalne są też informacje, że pies cały czas był agresywny i nadal rzucał się na ludzi — skrępowany pies nie stanowił żadnego zagrożenia, owszem, mógł się jeszcze bronić zębami, lecz raczej przed dalszą eskalacją przemocy, w tym wciskaniem mu kołka w pysk, zaś odruchowej obrony nie można mylić z agresją;
- ba, oskarżona mijała się z prawdą mówiąc, że pies był karmiony tego dnia — przeprowadzono sekcję jego zwłok, która wykazała pusty żołądek i niewielką ilość półpłynnej treści w jelitach, co wskazuje, że tego dnia pies jeszcze nic nie jadł.
W świetle tej oceny sąd nie miał wątpliwości, że małżeństwu można przypisać sprawstwo i winę przestępstwa zabicia psa w postaci kwalifikowanej, tj. ze szczególnym okrucieństwem (art. 35 ust. 1 i 2 uoz). Przyczyną całego zdarzenia był fakt, że pies był głodny, a zamknięty w kojcu cały czas widział oskubywaną gęś („mógł obserwować pożywienie, poczuć jego zapach, jednak nie mógł go zjeść”). Nie jest także niczym dziwnym wykorzystanie otwarcia kojca — był to „naturalny instynkt głodnego psa, który postanowił zdobyć jedzenie” — jak i to, że pies czmychnął ze zdobyczą. Już na tym etapie oskarżeni powinni byli zauważyć sygnały dawane przez głodnego psa, a jednak mężczyzna ruszył za psem, nie do końca wiadomo po co (czy chciał mu zabrać gęś? czy jednak sprawić, by wrócił do kojca?). Pewne jest natomiast, że ofiara skojarzyła to zachowanie z zagrożeniem, a więc zaczął się bronić, więc zaczął się bronić oskarżony, co pies odczytał jako eskalację ataku, zatem bronił się jeszcze bardziej (sąd przytomnie zauważył, że charakter pogryzienia wskazuje, iż psem nie kierowała agresja, lecz obrona — pies, który atakuje, nie szarpie na oślep, lecz „zaciska szczęki na jednej części ciała ofiary”, gryzie mocno i głęboko, pozostawiając zwykle jedną głęboką ranę.
Zachowania oskarżonych nie można potraktować jako działania w stanie wyższej konieczności, nie jest nim bowiem zaplanowane i rozciągnięte w czasie działanie zmierzające do udręczenia i zabicia psa. Art. 26 par. 1 kk nie dotyczy niebezpieczeństwa, które nie miało charakteru bezpośredniego i rzeczywistego (to nie pies atakował, lecz pies był atakowany), a podjęte działania nie były proporcjonalne do zagrożenia (upraszczając: nie trzeba było zarzynać psa i dławić go kołkiem), a także brakło im cechy subsydiarności (można było ich uniknąć w inny sposób — zwłaszcza nie prowokując zwierzęcia).
To oskarżeni doprowadzili do zaistniałej sytuacji — począwszy od nie podania psu jedzenia, wzmożenia u niego frustracji przez przygotowywanie w jego zasięgu wzroku gęsi, a następnie przez zbliżenie się do psa, co zostało przez niego prawdopodobnie odebrane jako atak. Oskarżeni winni byli zaobserwować sygnały, które dawał im pies, a następnie po prostu oddalić się i pozwolić psu w spokoju skonsumować zdobycz. Tymczasem oskarżeni po tym, gdy pies zaatakował, sami zaczęli go atakować, by ostatecznie go zabić.
Uznając oskarżonych winnym zarzucanego im przestępstwa sąd skazał ich na 1 rok bezwarunkowego pozbawienia wolności, orzekł 10-letni zakaz posiadania zwierząt domowych, a także zasądził po 10 tys. złotych nawiązki na rzecz fundacji statutowo zajmującej się zwierzętami skrzywdzonymi.