Maciej Zaremba Bielawski: „Polski hydraulik i najnowsze opowieści ze Szwecji” – merytoryczna polityczna niepoprawność

Jeśli ktoś chce się przekonać jak powinno się prowadzić krytykę — ostro, bezpardonowo i bezkompromisowo, acz merytorycznie i bez zbytecznych epitetów — zawsze warto sięgać do najlepsze wzory. Dla mnie takim wzorem jest Maciej Zaremba Bielawski i jego książka „Polski hydraulik i najnowsze opowieści ze Szwecji”.


Zaremba Bielawski Polski hydraulik Szwecji
Maciej Zaremba Bielawski, „Polski hydraulik i najnowsze opowieści ze Szwecji” (’Den polske rörmokaren och andra berättelser från Sverige’), tłum. Wojciech Chudoba, Katarzyna Tubylewicz, Jan Rost i Anna Topczewska, Wydawcnicto Agora, na papierze 544 strony

Dla przypomnienia: autor jest szwedzkim dziennikarzem polskiego pochodzenia, który wyemigrował z naszego pięknego kraju w 1968 r. (o wcale niewesołych perypetiach jego rodziny dowiadujemy się ze świetnego „Domu z dwiema wieżami”). W Szwecji ma status bodajże reportera-celebryty, ale nie ze względu na cuda, które wyprawia, lecz świetne rzemiosło, które dwie dekady temu pozwoliło mu opisać szokujące, lecz wypierane przez szwedzkie władze, praktyki eugeniczne (wynikające oczywiście z istoty państwa opiekuńczego).
Merytoryczna polityczna niepoprawność to na pewno nie jest to, co uwielbiają piewcy wolności rozumianej a rebours (jako wolność i swoboda dla naszych), niemniej Zarembie Bielawskiemu udało się ten gatunek posunąć do granic doskonałości. Dość rzec, że w kilkunastu reportażach jedzie po szwedzkim modelu państwa opiekuńczego (bezdusznego) i szwedzkiej socjaldemokracji (kleptokracji) jak po łysej kobyle — a mianowicie, w znacznym skrócie (dla jasności: ta książka to zbiór reportaży prasowych powstałych w różnym okresie, więc część dotyczy sytuacji sprzed ładnych paru lat):

  • autor pisze o emigrancie z Bałkanów, któremu szwedzkie państwo rzuca wszelkie możliwe kłody pod nogi — równocześnie nie szczędząc funduszy i podejmując wszelkie możliwe prawne środki, aby bronić przed zarzutami jego oprawcę (Jackie Arklöv — neonazista z Liberii, który jako chorwacki najemnik ponosi odpowiedzialność za mnóstwo zbrodni wojennych);
  • że szwedzki rynek pracy opanowały związki zawodowe — działające jak zalegalizowana mafia, która broni swoich wpływów na swoim terytorium wszystkimi możliwymi sposobami, włącznie z blokowaniem zakładów pracy, których właściciele nie płacą haraczu — a jeśli nie zgadzają się na ów rekiet, to mogą mieć problemy z policją;
  • ciekawe, że do patologii miało doprowadzić wycofanie się państwa z regulowania stosunków pracy — wszystkie warunki zatrudnienia określane są w układach (por. dr hab. Ryszard Szarfenberg, „Od walki klas do dialogu społecznego – stosunki pracy w Szwecji”), zgodnie z duchem Folkhemmet, co przez wiele dekad działało wspaniale, ale po otwarciu rynku pracy sprzyjało antykonkurencyjnemu zwarciu szeregów;
  • szwedzka równość szans: nie ma równych i równiejszych w dostępie do procedur medycznych, więc jeśli termin zabiegu ratowania słuchu dziecka wypada za 3 lata, to trzeba czekać, a jeśli ludzie się skrzykną i chcą z własnej kieszeni opłacić lekarza — nie wolno, bo „podstawową zasadą jest, że zasobów publicznej służby zdrowia nie można kupić”;

Za robienie z siebie ofiary też trzeba płacić. Wolnością. Tak, państwo pomoże, roztoczy opiekę — i dopilnuje, żebyś na przyszłość nie miał szans popełniania głupstw

  • szwedzkie podejście do neutralności i praworządności: marynarze, którzy w czasie II wojny światowej służyli w alianckiej marynarce lub trafili do jakichś obozów jenieckich (nawet pływając pod neutralną banderą) po powrocie byli traktowani jako skarbowi przestępcy — bo przecież nie płacili podatków i migali się od służby wojskowej;
  • praworządność raz jeszcze: szwedzki model prawa karnego przez dziesiątki lat zakładał, że osoba chora psychicznie może ponosić odpowiedzialność karną za swoje czyny — dopiero po formalnym skazaniu za przestępstwo można było decydować o skierowaniu na przymusowe leczenie (Zaremba Bielawski się szokuje, ale przecież nasze „Lex Trynkiewicz” też jest niezłym szokiem);
  • to też jest niezłe: skoro statystycznie 10% populacji to głąby, które do niczego się nie nadają, szwedzka edukacja latami zakładała, że 10% uczniów musi mieć złe oceny, a od nauczycieli wymagano „wyrabiania norm” w tym zakresie, bo to zgodne z naukowym podejściem do darwinizmu społecznego — zaś wynikające ze statystyki gorsze oceny przekładały się na decyzje eugeniczne, czyli urzędową sterylizację jednostek, które nie pasowały do nowego lepszego świata socjaldemokratów;
  • no właśnie: Zaremba Bielawski nie pozostawia wątpliwości, że za patologie szwedzkiego modelu państwa opiekuńczego odpowiada system, a nie jego wypaczenia — upolitycznienie od dołu do góry, podejmowanie ważnych decyzji przez „społeczne” komisje obsadzone przez członków wskazanych według partyjnego klucza, etc., etc.

Ja tę książkę naprawdę bardzo polecam, bo piekielnie otwiera oczy na ten idealny kraj idealnego ustroju społecznego, tak poukładany i tak przyjazny, że aż strach (i jakże podobny, a jednak inny niż np. Czechy, bo chociaż są restrykcje w zakupie alkoholu, a wszyscy i tak pijani).

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
2
0
komentarze są tam :-)x