Dziś miała się tutaj ukazać recenzja nieco innej książki, ale po putinowskiej napaści na Ukrainę wyszło mi, że dobrze popełnić kilka zdań o książce opisującej kres hitlerowskich wybryków — czyli „Hitler. Upadek zła 1939–1945” Volkera Ullricha.

Pierwszy tom dzieła pozostawia czytelników w przededniu wybuchu II Wojny Światowej — czyli w momencie, kiedy jeszcze można było się łudzić — drugi nie pozostawia złudzeń, że:
- historia podpowiada, że czasem lepiej dać zdecydowany odpór już na początku problemów, żeby później nie musieć wszystkiego odkręcać: trzy dni po napaści Niemiec na Polskę wojnę agresorowi wypowiedziały Wielka Brytania i Francja, co w otoczeniu Hitlera i niemieckim społeczeństwie wywołało czarne nastroje — gdyby tylko data 3 września 1939 r. oznaczała coś innego niż drôle de guerre…
- dziwna wojna dziwi jeszcze bardziej, bo przecież od samego początku było jasne, że Rzesza nie prowadzi „zwykłej” wojny o terytorium lub politykę — najpóźniej w październiku było jasne, że jest to wojna eksterminacyjna, prowadzona w imię totalnej germanizacji, która wymagała wyniszczenia narodów; dlatego jedną z pierwszych decyzji odnoszących się do podbitych było wydanie „dekretu ułaskawiającego”, w którym zwolniono wszystkich żołnierzy od odpowiedzialności za ewentualne zbrodnie wywołane „okrucieństwem” Polaków (cień tego kłamstwa odnajdujemy w putinowskim uzasadnieniu napaści na Ukrainę);
- (no ale prawdą jest, że Niemcom było łatwiej, bo zabezpieczyli sobie tyły — ustalony pomiędzy Ribbentropem a Mołotowem podział stref wpływów oznaczał tylko początek owocnej współpracy z Sowietami; owoce tego kłamstwa widzimy przecież do dziś, bo w rosyjsko-radzieckiej historiografii nie tylko nie ma czegoś takiego jak II wojna światowa, jak też zasadniczo w kalendarzu nie ma ważnych dat sprzed czerwca 1941 r.);
- o przebiegu wojny nie będę dziś pisać, ta historia jest dobrze znana, natomiast warto kilka zdań poświęcić przemianie Hitlera: upojenie błyskawicznymi sukcesami przeszło w spektakularny odwrót i pogłębienie szaleństwa, z pełnego ekspresji, porywającego tłumy demagoga (o tym więcej już jutro) przemienił się — zwłaszcza po lipcowym zamachu — w coraz bardziej oderwanego od rzeczywistości, schorowanego, nieufnego, stroniącego przed jakimkolwiek towarzystwem, unikającego publicznego pokazywania się (od pewnego momentu Goebbels ledwie mógł go namówić na wygłoszenie przemówienia przez radio, nie mówiąc o pokazaniu się np. w zbombardowanym Berlinie — nie ma ani jednego zdjęcia Hitlera przy ruinach, a przemykając się opancerzonym mercedesem zawsze starannie zaciągał zasłony — żeby nic nie widzieć i żeby nie widziano jego), nafaszerowanego przeciwbólowymi lekami — widzącego siebie jako następcę Fryderyka Wielkiego — starca;
- ciekawostką jest natomiast „dbałość” Hitlera o nastroje społeczne: wyciągnięcie mężczyzn na front oznaczało pustki przy taśmach fabrycznych, ale mimo to bardzo nie chciał wprowadzić obowiązku pracy kobiet (także dlatego, że w nazistowskim państwie miały one pełnić określone „role społeczne”), zaś pamięć o biedzie i drożyźnie z czasów Wielkiej Wojny — werbalnie podtrzymywał mit Dolchstoßlegende, ale najwyraźniej na tyle ogarniał realia, że dobrze wiedział co i jak — przez długi czas pozwalało utrzymać obciążenia na umiarkowanym poziomie (to bodajże Goebbels utyskiwał wiosną 1945 r., że pszenica nadal jedzie do browarów, zamiast na wypiek);
- o tyle się udało, że naród niemiecki nie tylko kochał, wielbił, wierzył i ufał mu, ale też chętnie wspierał wysiłek jak się dało: wewnętrzny terror — donosicielstwem, nielicznych nieprawomyślnych — denuncjacjami, a także wychowując młodych ludzi na wiernych swemu wodzowi dostarczycieli mięsa armatniego (to znów taki mały przyczynek do rozważań — jakim cudem niektórzy młodzi Rosjanie chcą ginąć za chore pomysły Putina? ano dlatego, że nie znają innej Rosji i innej władzy…);
- finalną zbrodnią okazał się Nerobefehl — bo w umyśle Hitlera powstała kolejna myśl: że naród niezdolny do zwycięstwa nie jest godny życia, które byłoby ledwie egzystencją — oraz śmierć z własnej ręki, którą nazistowska propaganda oczywiście ukryła pod kłamliwym komunikatem (iż Führer „poległ dziś po południu na stanowisku dowodzenia w Kancelarii Rzeszy, do ostatniego tchnienia walcząc z bolszewizmem za Niemcy”).
Jako już kilka razy mówiłem: warto czytać, żeby mieć pojęcie, że wszystko już było; Adolf Hitler umknął odpowiedzialności za swe zbrodnie, podobnie jak wielu jego akolitów (samobójczą śmiercią zginęli wszakże np. Goebbels, Himmler i Goering) — natomiast historia nie tylko nie zapomina, ale też wszystko należycie rozliczy, Q.E.D.