Alexandra Richie, „Berlin. Metropolia Fausta (t. 2)” [recenzja]

Ludzie mnie czasem pytają czy mam coś z głową, skoro lubuję się w książkach o okropnościach — jak nie Hitler to Stalin, Mao albo Himmler (a teraz Putin i Hołodomor, żeby mieć lepszy ogląd). Zwykłem wówczas odpowiadać, że każdy powinien czytać więcej o okropnościach, bo może wówczas by skapował, że było już ich dostatecznie dużo na świecie, żeby dokładać do pieca (lucyferzybrat Putin dokłada do piekielnego pieca, w którym będzie się smażył). Czasem trzeba jednak poczytać coś pozytywnego — na przykład o tym, że sprawy tak się mają, że się czasem prostują. Na przykładzie tomu 2 książki „Berlin. Metropolia Fausta”, którą napisała Alexandra Richie.

Dla przypomnienia: tom pierwszy zaczyna się od prasłowiańskich osad (i mojego ulubionego Jaśka z Kopanicy), przechodzi przez kolejne wieki nijakiego i podrzędnego miasteczka, które dość niespodziewanie stało się stolicą Cesarstwa, aby przejść przez epokę weimarską i dotrzeć do nieszczęsnego roku 1933…

  • kiedy Berlin stał się centrum urzędniczo-decyzyjnym Trzeciej Rzeszy, w którego zaułkach i piwnicach słychać było wrzaski katowanych przeciwników nazistowskiej władzy (co ciekawe właśnie przeświadczenie, że za brunatny terror odpowiadają bojówki SA sprawił, że niemało Niemców poparło rzeź „nocy długich noży”);
  • w zamyśle pewnego niespełnionego malarza (przy okazji domorosłego urbanisty) miał stać się także Germanią — olśniewającą, monumentalną stolicą lepszego, nowego świata — jednak te pomysły legły w gruzach (także w tych, w których Führer tak bardzo nie chciał się pokazywać);
  • (solidny kawałek książki to niestety wojenne dłużyzny, opisy zmagań na froncie wschodnim, etc., które nie musiały znaleźć się w książce poświęconej konkretnemu miastu; ciekawe jest natomiast zdanie, iż dowódca lotnictwa bombowego RAF tak mocno parł do równania z ziemią niemieckich miast, ponieważ był zdania, że tylko w ten sposób można szybko wygrać wojnę; temu właśnie zawdzięcza ksywkę „Bomber”);
  • wiosna 1945 r. to oczywiście oblężenie, szturm, walki — obłąkany Hitler w bunkrze pod Kancelarią Rzeszy — gehenna setek tysięcy mieszkańców miasta, gehenna tysięcy radzieckich żołnierzy (taktyka ich dowództwa od zawsze opierała się na dosypywaniu do mielarki mięsa armatniego…);
  • później robi się znacznie ciekawiej: miasto podzielone (podobnie jak całe Niemcy) na cztery strefy okupacyjne, szybko stał się zarzewiem pierwszego zimnowojennego konfliktu — przez kilkanaście miesięcy Sowieci próbowali zamęczyć ludność głodem, jednak blokadę Berlina udało się przełamać mostem powietrznym; później odbyły się wybory do władz municypalnych, oczywiście totalnie zmanipulowane przez władze komunistyczne, które siały taki sam terror, jak 15 lat wcześniej ludzie Röhma, włącznie z ponownym uruchomieniem obozów koncentracyjnych (Wikipedia podaje, że do 1950 r. przez KL Sachsenhausen przewinęło się ok. 50 tys. ludzi, a przecież NKWD korzystało także z innej ponazistowskiej infrastruktury, np. KL Buchenwald);
  • zabawniejszym epizodem komunistycznej filozofii była tzw. „krucjata dziecięca” z 1950 r., kiedy to tłumy młodzieży z FDJ miały wejść do strefy alianckiej (dla przypomnienia: Mur Berliński powstał dopiero w 1961 r.), zająć szereg obiektów, a następnie wezwać pomoc NRD-owskiej milicji ludowej… skończyło się tym, że berlińczycy przywitali młodziaków słodyczami, że wielu z nich nie chciało wracać do domów…
  • znacznie smutniejszym epizodem jest krwawo stłumione przez radzieckie wojska powstanie berlińskie z czerwca 1953 r., do którego impulsem było poluzowanie okowów po śmierci Stalina (przypomnijmy, że było ono jedną z przyczyn utrącenia liberalizującego się… Berii);
  • od tego momentu Berlin stał się najgorętszym miejscem na mapie Europy (a może i świata), punktem, w którym moskiewskie tanki mierzyły wprost w amerykańskich żołnierzy (i vice-versa), a wschodni i zachodni szpiedzy przeciskali się tymi samymi uliczkami… Organizacja Gehlena, CIA, KGB, GRU, MI6, Teufelsberg);
  • dla przypomnienia: po powstaniu Republiki Federalnej Niemiec (tzw. Niemiec „Zachodnich”) stolicą państwa było Bonn — Berlin (Wschodni) natomiast stał się stolicą Niemieckiej Republiki Demokratycznej (czyli komunistycznego DDR); wynikało to także z dość niecodziennego statusu Berlina Zachodniego, który nie był częścią Niemiec (dlatego był np. azylem dla obdżektorów unikających służby wojskowej), jego obywatele nie byli obywatelami Niemiec (i nie głosowali w wyborach do władz federalnych), a na berlińskich lotniskach nie mogły lądować… samoloty Lufthansy; wybiegając nieco w przód: po 1990 r. wcale nie było takie oczywiste, że stolica zjednoczonego państwa wróci do Berlina;
  • mimo tego Berlin Zachodni non-stop przyciągał niezadowolonych mieszkańców DDR, którzy wiali przez granicę tysiącami (tylko w lipcu 1961 r. tylko do Berlina Zachodniego uciekło 30 tys. ludzi) — tak przerażając enerdowskich namiestników, że konieczne okazało się przegrodzenie miasta — a więc mur, zasieki, pola minowe, wieżyczki strażnice, strzelanie do uciekinierów…
  • co ciekawe dość jednolicie mówi się, że wybudowanie Muru Berlińskiego jako element stabilizacji spotkał się ze zrozumieniem Amerykanów, którzy cały czas obawiali się, że Berlin może stać się punktem zapalnym — troszkę zapomnianym epizodem jest kryzys berliński 1958 r., kiedy to Chruszczow zażądał „demilitaryzacji” Berlina (sic! chyba już wiemy skąd Putin zaczerpnął dialektykę…) — rozumianej oczywiście jako zgodę na przyłączenie zachodniej części miasta do komunistycznego państwa; w ten sam nurt oczywiście wpisuje się „Ostpolitik” Willy’ego Brandta i filozofia cywilizowania przez ugłaskiwanie (mawiają, że jej koniec zwiastują pewne decyzje Olafa Scholtza, ale nie wiem czy nie za wcześnie na takie wnioski);
  • późniejsze lata to właściwie regres Berlina Zachodniego: niepewność zniechęcała inwestorów, zamieszki roku 1968 (oczywiście po części inspirowane przez Związek Radziecki, któremu udało się totalnie zinfiltrować środowiska lewicowe), Rote Armee Fraktion (skądinąd kilkanaście lat później za kontakty z tą organizacją terrorystyczną odpowiadał pewien oficer KGB pracujący w Dreźnie); władze miasta próbowały poprawić wizerunek miasta upadającego stawiając na kulturę alternatywną (autorka momentami dość trafnie obśmiewa ową politykę finansowania artistikszajsu);
  • na szczęście później był Reagan i jego „tear down this wall!” — a później 9 listopada 1989 r. i upadek Muru Berlińskiego (nb. data 9 listopada nie po raz pierwszy pojawia się w historii miasta: tego dnia abdykował Kaiser Wilhelm, tej nocy miała miejsce Kristallnacht) — i początek zjednoczenia Niemiec, początek zabliźniania ran w tkance miejskiej i społeczne, (ale też Ostalgia, etc. — tu wadą książki jest to, że powstała w 1998 r., polski wydawca zdecydował się na wydanie polskiego tłumaczenia dopiero w 2021 r., więc pewne sprawy są nieco przebrzmiałe, a niektórych po prostu brak), dyskusje o przeniesieniu stolicy (plus deliberacje czy stolica Niemiec może być w mieście położonym pośród kartoflanych pól — czy jednak jakieś winnice-okolice byłyby przyjaźniejsze dla nowoczesnej polityki)…

…czego sobie i P.T. Czytelnikom — i wszystkim ludziom na świecie (nawet nie podzielającym tej wiary) — z całego serca życzę.

Całkowicie na marginesie (i disklajmer): papierowy egzemplarz książki otrzymałem bezpłatnie od wydawcy — przeczytałem na papierze… Zdania nie zmieniam: Kindelek jest jednym z najcudowniejszych wynalazków współczesności, ponieważ nie trzeba się mordować z maluśkimi literkami i oświetleniem (dodam też, że mój już 7-letni egzemplarz sprawuje się nadal znakomicie).

(Alexandra Richie, „Berlin. Metropolia Fausta” [’Berlin. Fausts’ Metropolis’], tłum. Maciej Antosiewicz, Wydawnictwo WAB, na papierze 814 stron, fot. Olgierd Rudak, CC-BY 2.0)

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

4 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
4
0
komentarze są tam :-)x