Żaden „człowiek z firmą” nie jest przedsiębiorcą przez całe swoje życie, przecież to jasne, że codziennie zawiera szereg umów, w których występuje jako konsument. Jak jednak traktować umowę kredytu hipotecznego podpisaną przez osobę fizyczną, która prowadzi działalność gospodarczą w zakresie wynajmu nieruchomości? Czy osoba zawodowo zajmująca się nieruchomościami może kupić mieszkanie całkowicie „prywatnie”? Czy jednak status konsumenta będzie w jej przypadku wykluczony? A może ma znaczenie sposób oznaczenia strony umowy kredytowej — brak odniesienia do prowadzonej firmy oznacza, że jej stroną jest konsument? (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 11 stycznia 2022 r., I ACa 695/21).
Orzeczenie dotyczyło kredytobiorcy, który pozwał bank o ustalenie nieważności kredytu mieszkaniowego waloryzowanego do franka szwajcarskiego. Zdaniem powoda abuzywność klauzul walutowych skutkowała zawyżaniem kursu CHF, zatem zażądał także zasądzenia zwrotu nadpłaconych rat.
Sąd I instancji zauważył, że powód prowadził działalność gospodarczą w zakresie wynajmu i zarządzania nieruchomościami własnymi i dzierżawionymi, a kupioną za kredyt nieruchomość po 7 miesiącach przekształcił w obiekt biurowy pod wynajem. Miał też gdzie mieszkać (miał własny dom i mieszkanie), co oznacza, że hipoteka nie miała na celu zaspokajania jego potrzeb mieszkaniowych, lecz inwestycję w kolejną nieruchomość.
Pozwala to uznać, iż kredyt miał bezpośredni związek z prowadzoną działalnością gospodarczą, a więc nie może być traktowany jako konsument — a przecież tylko konsument może powołać się na uprawnienia wynikające ze stosowania z klauzul niedozwolonych (dla jasności: rzecz miała miejsce przed „konsumeryzacją” przedsiębiorców).
art. 22(1) kodeksu cywilnego
Za konsumenta uważa się osobę fizyczną dokonującą z przedsiębiorcą czynności prawnej niezwiązanej bezpośrednio z jej działalnością gospodarczą lub zawodową.
Oddalając powództwo sąd stwierdził, że nie ma przy tym znaczenia, że w umowie kredytowej nie oznaczono klienta jako przedsiębiorcy prowadzącego działalność gospodarczą — bo status konsumenta ocenia się według celu dokonywania czynności prawnej, a nie treści umowy.
W apelacji od niekorzystnego wyroku powód podkreślił, że gdyby umowa miała mieć związek z prowadzoną firmą, oczywiście skorzystałby z korzystniejszego kredytu firmowego (korzystniejszego, bo rata stanowiłaby koszt uzyskania przychodu, mógłby też dokonywać amortyzacji). Mieszkanie kupował na własne potrzeby (rozwiódł się z żoną i musiał mieć gdzie mieszkać), zaś innego podejścia nie uzasadnia nawet zmiana przeznaczenia nieruchomości (wyprowadził się, bo życie w tym mieszkaniu było dlań uciążliwe). Błędne jest przy tym bazowanie na wydruku z CEIDG, w którym rzeczywiście widnieje działalność komercyjna związana z nieruchomościami — ale jego przeważająca działalność polegała na sprzedaży sprzętu AGD.
Sąd odwoławczy nie podzielił tych zarzutów: konsumentem jest osoba fizyczna, która dokonuje z przedsiębiorcą czynności prawnej, która nie jest związana w bezpośredni sposób z prowadzoną działalnością gospodarczą lub zawodową. Związek ów nie wynika z przyświecającego konsumentowi celu (np. w postaci pomnożenia majątku lub zapewnienia środków na utrzymanie na przyszłość, wyrok SN z 18 września 2019 r., IV CSK 334/18), nie mają też znaczenia subiektywne okoliczności (nawet subiektywne przekonanie, że czynność ma związek z prowadzoną działalnością gospodarczą), statusu konsumenta nie sposób także oceniać po komparycji umowy — kluczem do wykluczenia możliwości powołania się na uprawnienia konsumenckie jest bowiem ocena, iż stroną umowy jest profesjonalista.
Wszystkie okoliczności sprawy wskazują, iż prowadzona przez kredytobiorcę działalność gospodarcza — wynajem nieruchomości — miała związek z zawartą umową kredytową, co wyklucza powołanie się status konsumenta w sporze o abuzywność umowy o kredyt hipoteczny. Powód nie tylko zajmuje się biznesowo wynajmem nieruchomości, ale też zdecydował się na przeznaczenie sfinansowanej kredytem nieruchomości pod wynajem, cały czas był właścicielem innego domu i mieszkania, więc trudno wiązać zakup z własnymi celami mieszkaniowymi (nawet jeśli rozwód miał mieć związek, to nie dość, że orzeczono go kilkanaście miesięcy przed wzięciem kredytu — a argument ten pojawił się dopiero w apelacji).
Sumarycznie oznacza to, że umowa, która odsyłała do bankowych tabel kursów walutowych, nie naruszała zasady swobody umów — bo osoba prowadząca działalność gospodarczą może godzić się i podejmować takie ryzyko. (Co ciekawe sąd stwierdził, że co do zasady takie rozwiązanie jest dopuszczalne także w przypadku umów konsumenckich — bo tabela jest rodzajem cennika, a przecież „cenę można określić przez wskazanie podstaw do jej ustalenia” (odwołanie do przepisów o sprzedaży wydaje się dość śmiałe…).)
Przegrana w obu instancjach dodatkowo kosztowała powoda blisko 20 tys. złotych kosztów — natomiast warto przypomnieć, że nawet mimo „konsumeryzacji” przedsiębiorców wynik procesu wcale nie musiałby być inny (por. „Który „człowiek z firmą” — prawnik czy informatyk — może odstąpić od zawartej przez internet umowy zakupu oprogramowania prawniczego?”).