A skoro niedawno gruchnęło o tym, że prezydent Duda „w szczególnym trybie”, acz chyba wbrew ustawie odznaczył Antoniego Macierewicza Orderem Orła Białego, dziś czas na kilka zdań o tym, że dopuszczalna jest publiczna i ostra lecz merytoryczna polemika z poglądami głoszonymi przez jakąś osobę — ale argumentum ad personam może być kwalifikowane jako przekroczenie granic wolnego słowa (wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 2 czerwca 2022 r., V ACa 783/21).
Sprawa zaczęła się od ukazania się na rynku książki Tomasza Piątka pt. „Macierewicz i jego tajemnice”. Książka spotkała się z pewnym poruszeniem w światku politycznym i publicystycznym — zaś w tygodniku „Do Rzeczy” pojawiły się dwa krytyczne teksty, w których omówiono także dorobek dziennikarski i pisarski twórcy, zaś jego osobę przedstawiono w sposób „jawnie sugerujący problemy psychiczne„. Konsekwencją niepochlebnych artykułów była fala „hejtu”, np. autor był zaczepiany na ulicy przez nieznajome osoby, zaś część znajomych się odeń odsunęła.
Do sądu trafił pozew przeciwko wydawcy „Do Rzeczy”, w którym Tomasz Piątek wniósł o nakazanie zamieszczenia przeprosin i zasądzenia 60 tys. zł zadośćuczynienia.
(Pozostawione w uzasadnieniu okruszki pozwoliły także ustalić, że chodziło o teksty Wojciecha Wybranowskiego, a jeden z nich to „Tomasz Piątek i jego tajemnice”.)
Sąd I instancji uznał, sporne publikacje opierały się prawie do krytyki i polemiki z poglądami wyrażonymi w książce, zaś ocena ta wyłącza bezprawność naruszenia dóbr osobistych — i pozwala na oddalenie powództwa w całości (por. „Tomasz Piątek przegrywa w sądzie. Chodzi o tekst w „Do Rzeczy””).
W apelacji od tego wyroku Tomasz Piątek zarzucił błędną ocenę, że uwłaczające ataki personalne, m.in. niezasadne zarzuty dotyczące urojeń i choroby psychicznej stanowią przejaw dozwolonej krytyki mieszczącej się w granicach swobody wypowiedzi.
Sąd odwoławczy podzielił te argumenty: owszem, debata publiczna pozwala i usprawiedliwia publikowanie krytycznych — merytorycznych — recenzji, jednak w żadnym przypadku polemika nie może przekraczać przyjętych granic, w szczególności naruszać dobrego imienia i godności osoby, której twórczość jest analizowana. Tymczasem sposób sformułowania artykułów podważał zaufanie czytelników do Tomasza Piątka jako pisarza, godziła także w poczucie własnej wartości — Wybranowski skupił się bowiem nie na polemice z treścią książki, lecz na wyśmiewaniu jej przekazu (np. „książka taka właśnie jest – śmieszna i straszna”; „zawiera takie kwiatki”; „metodologia badawcza budzi śmiech”; „powiązań z pierwszym władcą Polski co prawda Piątek się nie doszukiwał, natomiast do książki dołączył mapy. I znów jest śmiesznie”; „Świat przedstawiony w książce Piątka jest nieskomplikowany i urojony”; „Jeśli książka P. ma jakiś walor, to może taki, że momentami bywa śmieszna”) oraz ośmieszaniu osoby autora. Taki rodzaj krytyki nie ma charakteru merytorycznego — są to li tylko wypowiedzi negatywnie wartościujące książkę „w kierunku zmierzającym do jej wyśmiania” (sic!).
Do ustalenia, że oba sporne artykuły naruszały dobre imię powoda jako autora tej książki wystarczyło dostrzeżenie, że sporne artykuły wielokrotnie przypisywały tej książce przywarę „śmieszności”, groteskowości, oderwania od rzeczywistości, podczas gdy temat poruszony przez powoda w tej pozycji wydawniczej był po prostu poważny, i to niezależnie od tego, w jakim stopniu autor tej książki pozostawał w zgodzie z rzeczywistością i na ile osadzone w faktach były wysunięte w niej wprost tezy i zaprezentowane przypuszczenia.
Zdaniem sądu naruszenia dóbr osobistych można doszukiwać się także w stwierdzeniach, iż „choć książka reklamowana jest jako „śledcza”, to jest w zasadzie zbiorem przepisanych po swojemu, dawno znanych artykułów z polskich i zagranicznych mediów. Autor dodaje do nich jednak nowość – dobudowuje absurdalne tezy”, „Piątek powielił w swojej książce stare materiały prasowe”, „to akurat obnaża ignorancję, jeśli chodzi o temat jego książki, czyli rosyjskie służby”, a także cytowana wypowiedź, iż Piątek stawia tezy „klimatem z domu wariatów” (?).
Biorąc zatem pod uwagę, że użycie argumentum ad personam prowadzi do przekroczenia granic krytyki w debacie publicznej i bezprawnego naruszenia dóbr osobistych, sąd nakazał wydawcy tygodnika „Do Rzeczy” zamieścić stosowne przeprosiny, a także zasądził na rzecz powoda kwotę 10 tys. zł jako rekompensatę za doznane krzywdy.
Zamiast komentarza: o tym, że erystyka w postaci argumentum ad personam to ryzykowny sposób prowadzenia dyskusji, wiadomo nie od dziś (por. „Nawet mając obiektywnie rację w historycznym sporze nie można nazwać adwersarza kanalią (choćby kursywą)”). Natomiast bardzo dziwi mnie uzasadnienie w części w jakiej sąd tak negatywnie ocenia felietonistyczne elementy polemiki — bo przecież „Satyryczny felieton może ośmieszać, piętnować, generalizować i wyolbrzymiać”, zaś chyba wszystkie epitety odnoszące się do książki wydają mi się właśnie takie.