Szczodrobliwości władzy, która lekką ręką rozdaje, co nie jej, pominąć na tutejszych łamach nie sposób: oto wczoraj wieczorem rząd ogłosił wysokość minimalnego wynagrodzenia za pracę i minimalną stawkę godzinową w 2023 roku (rozporządzenie Rady Ministrów z 13 września 2022 r. w sprawie wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę oraz wysokości minimalnej stawki godzinowej w 2023 r., Dz.U. z 2022 r. poz. 1952).
Niespodzianki nie ma, a może i jest — bo galopująca inflacja (kłania się pompowanie pustej kasy w gospodarkę, np. „500 plus” i różne postojowe dla każdego (bo koronawirus)) zmusiła rząd do dwukrotnego podwyższenia stawek, a mianowicie:
- od 1 stycznia 2023 r. wysokość minimalnego wynagrodzenia za pracę będzie wynosić 3490 złotych brutto miesięcznie;
- zaś minimalna stawka godzinowa dla świadczących usługi w oparciu o umowy cywilnoprawne sięgnie 22,80 złotych za godzinę;
§ 1. Od dnia 1 stycznia 2023 r. ustala się minimalne wynagrodzenie za pracę w wysokości 3490 zł.
§ 2. Od dnia 1 stycznia 2023 r. ustala się minimalną stawkę godzinową w wysokości 22,80 zł.
- natomiast już od 1 lipca 2023 r. — inflacja ma świetne warunki do rozwoju, więc rośnie non-stop, ale prawo przewiduje możliwość jej przełożenia na kwotę minimalnej pensji tylko co pół roku — wartości te wzrosną odpowiednio do 3600 złotych i 23,50 złotych;
§ 3. Od dnia 1 lipca 2023 r. ustala się minimalne wynagrodzenie za pracę w wysokości 3600 zł.
§ 4. Od dnia 1 lipca 2023 r. ustala się minimalną stawkę godzinową w wysokości 23,50 zł.
Zamiast komentarza: w nie tak dawnym projekcie rozporządzenia przewidywano nieco inne kwoty (3383 zł / 22,10 zł oraz 3450 zł / 22,50 zł) — to jest chyba najlepszy dowód, że rząd nie tylko nie panuje nad inflacją, ale nawet nie ogarnia jej wzrostu. Jak tak dalej pójdzie — niedługo wszyscy będziemy milionerami!
(bal na Titanicu trwa w najlepsze — pytanie kto za niego płaci jest pytaniem retorycznym; fot. Olgierd Rudak, CC-BY 2.0)