Park Narodowy Podyjí chodził mi po głowie, jako etap zapoznawania się z pograniczem Czeskiej Republiki, od dobrych paru lat. Tak się jednak składało, że dotąd się nie wydarzyło — i tak aż do tych kilku dni na początku listopada, kiedy wreszcie ten mały plan udało się zrealizować. Warto było czekać, bo rewir ten całkowicie nas zaskoczył — zupełnym odstępstwem od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni i czego zwykle podczas naszych wypadów szukamy. (A ponieważ wziąłem aparat, ale nie Zorki 5, i zrobiłem parę zdjęć — poniżej owych kilka zdjęć, ułożonych całkowicie przypadkowo, tj. bez jakiejkolwiek chronologii czy innego uporządkowania.)
Na początek godzi się podać mały disklajmer : odkąd zwróciłem uwagę na Park Narodowy Podyji, zawsze wydawało mi się, że jest to teren górski, a więc będę miał kolejny tekst do odpowiedniej rubryki. Rychło się jednak okazało, że większość obrazków z internetu nieco przekłamuje rzeczywistość — dlatego ja od początku stawiam sprawę jasno i przejrzyście: oto jest chyba pierwszy na tutejszych łamach wpis poświęcony naszym wyczynom turystycznym , ale nie górskim…
VIDEO
W nawiązaniu do powyższego zdjęcia: Šobeská lávka jest jedną z kilku kładek przerzuconą przez Dyję; akurat trafiliśmy na czas remontów i zamknięcia paru szlaków, cudem ta akurat okazała się otwarta. Powyższy filmik (łapki w górę i dajcie suba ;-) pokazuje jak psiapsiółka przyspiesza w takich miejscówkach (biorąc pod uwagę jej charakter i tak dobrze, że tędy przeszła — i to dwukrotnie!)
Czas na kilka zdjęć, które mocno przekłamują czym Park Narodowy Podyji mógłby być: są strome zbocza, są skały, są vyhlídki — znaczy się jesteśmy w górach? Ano figę z makiem: ten teren określiłbym co najwyżej jako wyżynno-pagórkowaty, natomiast całość górskiego obrazu zawdzięczamy głębokiej dolinie (kanionowi?) rzeki — tytułowej Dyje / Thaya (rzeka graniczna, więc nazw ma dwie)
A to już, dla niepoznaki, Nationalpark Thayatal — tutaj nawet można mieć pewne skojarzenia z jakimiś Zittauer Gebirge , ale autentycznie: wystarczy odejść kilkaset metrów w bok i wracamy do rzeczywistości
Vyhlídka Sealsfieldův kámen to jeden z ciekawszych punktów widokowych po morawskiej stronie granicy; Kuata bardzo lubi takie miejsca: raz, że zwykle oznacza to dla niej jakąś przekąskę, dwa, że dotarcie tu oznacza krótki odpoczynek (jej wiek i stan zdrowia sprawia, że ten wypad jest jednym z ostatnich ambitniejszych w jej karierze — trzeba psince dać już nieco odpocząć; fot. Magdalena Rudak, CC BY-ND-SA)
Dyje / Thaytal wije się takimi meandrami i wirażami, że miejscami od jej oglądania można dostać zawrotów głowy
Železná opona (na nasze: żelazna kurtyna), czyli pozostałości czechosłowackich umocnień strzegących granicy z Austrią; Podyjí pod pewnym względem bardzo przypomina Šumavę — w obu tych miejscach przez długie lata nie mogli się pojawiać turyści, zaś sporo infrastruktury ma związek z pracą pograniczników (np. kładki przez rzekę)
Ciekawostka: Park Narodowy Podyji jest jednym z zaledwie czterech národních parků w Czeskiej Republice i najmniejszym spośród nich…
…acz przylegający doń Nationalpark Thayatal jest jeszcze mniejszy, choć przez to wcale nie mniej urodziwy
Czas na krótkie dygresyjne objaśnienie krytyczne: listopad nie jest chyba najlepszym okresem na zwiedzanie okolic Znojma; cały czas było znacznie chłodniej, niż we Wrocławiu, a dębowe lasy w większości były już całkowicie bezlistne (!). Lepszy na zwiedzanie byłby chyba sierpień-wrzesień; lepszy byłby rower niż perpedes , a to dlatego, że okoliczne rewiry to niekończące się, falujące pagórasy pokryte uprawami winorośli
Rzut oka na miasteczko Hardegg z granicznego na mostu Dyji podpowiada, że austriacki brzeg wydaje się bardziej skalisto-górzysty
Jeden z najprostszych odcinków Dyji przebiega tuż przed miastem Znojmo — jeśli komuś ta nazwa wydaje się znajoma, to przecież nie przypadkiem, ponieważ jest to rejon winiarski , w którym powstają te cudowne morawskie wyroby
Nie jestem wodniakiem, więc nigdy bym nie pomyślał, że pojedziemy kilkaset kilometrów nad rzeczkę, opodal krzaczka — i chociaż Park Narodowy Podyji nie okazał się tym, czym był w mojej wyobraźni, nie żałuję ani troszkę, że tam się wybraliśmy
Vyhlídka Devět mlýnů, gdzieś tam w głębi kadru Šobeská lávka — gdzieś tam z prawej vinice Šobes , uznane za jedne z najstarszych nadal istniejących w Europie (tam nie dotarliśmy)
I jeszcze rzut oka na Hardegg z Hardeggskiej vyhlídki — w tym miejscu granica państw przebiega dokładnie wzdłuż koryta rzeki
A to największe rozczarowanie wyjazdu czyli ruiny zamku Nový Hrádek, który okazał się zamknięty na klucz (aż do maja). Tymczasem właśnie na zamku znajduje się vyhlídka , po której obiecałem sobie całkiem niezłych widoków na Dyję / Thayę…
Reasumując: w sumie płasko, cały urok robi rzeka wciśnięta w dość głęboki kanion — późnym latem
I jeszcze czas na mały familijny pstryk ze szlaku, który okazał się nie mieć nic wspólnego z górami ;-)
Dla chętnych do ruszenia na szlak garść odnośników do mapy:
wycieczka pierwsza, z Čížova do Hardegg : Čížov — památník železné opony — Hardeggská vyhlídka — Hardegg — marsz wzdłuż brzegu rzeki Thaya;
wycieczka w pobliżu Znojmo : Havraníky (stąd chyba widać Białe Karpaty) — vyhlídka Devět mlýnů — Šobeska lávka — Mlýn Papírna — vyhlídka Sealsfieldův kámen — Havraníky;
spacer na Králův stolec : Mašovice — vyhlídka Králův stolec — vyhlídka Dlouhá řeka — powrót przez las;
spacer na ruiny zamku Nový Hrádek : Podmolí — Žlebský potok — Nový Hrádek (w sumie strata czasu, bo zamek jest zamknięty w okresie jesiennym — a chyba dość ciekawy punkt widokowy jest na jego terenie… więc odbiliśmy się od bramy).
I mały bonus: ponieważ w ostatni dzień była pieruńska mgła, musieliśmy niestety odpuścić łażenie wzdłuż Dyji… Decyzja była taka, że jadziem nazad, ale zatrzymujemy się tam, gdzie jest ładnie — wypadło dopiero na Orlické hory, dzięki czemu jakoś udało się liznąć górek ;-)
(wszystkie zdjęcia i filmik ;-) fot. Olgierd Rudak, CC BY-ND-SA, chyba że wskazano inaczej)
powiązane