Czy polityk, który nie korzysta z Fejsbóka może pozywać o naruszenie dóbr osobistych — na Fejsbóku?

A skoro tydzień temu było o tym, że publicysta używający niewybrednego języka może i jest „brutalem”, ale okoliczność braku zaangażowania w antykomunistyczną opozycję nie świadczy, iżby był tchórzliwy, dziś czas na kilka zdań o tym, czy wieloletni spór polityczny usprawiedliwia ciężkie epitety pod adresem adwersarza? Czy brak reakcji na publiczne połajanki oznacza zgodę na naruszenie godności i dobrego imienia? A także czy polityk, który nie ma konta na Fejsbóku i o wszystkim, co o nim napisano, dowiaduje się od asystentów, może pozywać o to, co o nim na tym Fejsbóku napisali?


Muzeum DDR Pirna
Ujęcie czysto ilustracyjne (fot. Olgierd Rudak, CC BY-SA 4.0)

wyrok Sądu Najwyższego z 23 listopada 2022 r. (II CSKP 207/22)
Osoba niebędaca czynnym politykiem, jawiąca się jako doświadczony i niezależny obserwator sceny politycznej, o uznanym autorytecie wśród znacznej części społeczeństwa, winna cechować się większą powściągliwością w doborze treści i form wypowiedzi, w porównaniu do czynnych polityków, a ze względu na własne doświadczenia dotyczące naruszeń dóbr osobistych — większą wrażliwością na krzywdę, którą można wyrządzić nieprzemyślanymi, zbyt emocjonalnymi wypowiedziami. Mając na uwadze własną pozycję, powinna zdawać sobie sprawę, że jej wypowiedzi mają większą wagę i znaczenie, docierają do większej liczby osób i — w porównaniu do słów przeciętnego człowieka — są szeroko komentowane. To pociąga za sobą konieczność zachowania większej rozwagi i umiaru.

Orzeczenie jest jeszcze jedną odsłoną wieloletnich sporów Lecha Wałęsy i Jarosława Kaczyńskiego. Zaczęło się od wpisów ex-prezydenta na Fejsbóku, w których napisał, iż ex-premier „nie jest zdrowy, zrównoważony psychicznie”, zaś jako „morderca smoleński” jest odpowiedzialny za wydanie polecenia lądowania rządowego Tupolewa w Smoleńsku — a poza tym „wrabiał” go we współpracę z komunistyczną bezpieką.
W ocenie byłego Szefa Kancelarii Prezydenta RP wypowiedzi jego byłego pryncypała naruszały jego dobre imię i godność osobistą, a także uczucia związane z kultem pamięci zmarłego brata, zatem w wytoczonym powództwie zażądał przeprosin i 30 tys. zadośćuczynienia na zbożny cel.

Sąd prawomocnie uznał, iż chociaż polityk, jak każda osoba publiczna, musi mieć twardszą skórę, a więc czasem musi znosić szyderstwo — ani spór polityczny, ani rozbieżne oceny historyczne, nie usprawiedliwiają obraźliwych epitetów, sugestii choroby psychicznej, czy braku szacunku dla zmarłych — i za to Lech Wałęsa musi złożyć przeprosiny. Sąd nie może jednak cenzurować dyskursu o zdarzeniach z przeszłości, zatem część sformułowań mieści się w zakresie wolności słowa — i za to przepraszać już nie trzeba. (Niestety, uzasadnienie zostało dość misternie zanonimizowane — „z kolei wypowiedź pozwanego […], zdaniem Sądu Apelacyjnego, dotyczy kwestii o istotniej doniosłości historycznej”, „Sąd Apelacyjny zakwestionował stwierdzenie Sądu Okręgowego, że pozwanemu […].” — trudno zatem odnieść się do szczegółów, dość jednak rzec, że ten wątek w skardze kasacyjnej Jarosława Kaczyńskiego pojawił się jako zarzut dopuszczenia przez sąd, iżby „pozwany miał prawo przy użyciu obraźliwych słów wskazujących dosłownie na dysfunkcje psychiczne powoda oceniać krytycznie kierunek jego polityki, podczas gdy ww. element wypowiedzi pozwanego jawił się jako agresywny atak personalny na powoda, nie służący debacie publicznej, obliczony na poniżenie oponenta”.)

Badając skargi kasacyjne wniesione przez obie strony Sąd Najwyższy zwrócił uwagę, że sporne wypowiedzi mają charakter ocen czy hipotez, a więc raczej umykają analizie w/g kryterium prawdy i fałszu, choć nie można nie zauważyć, że ich autor wyrażał w nich swoje przekonania co do faktów („wiem”, „jestem przekonany”). Z trzeciej strony zdania te były niezwykle agresywne, niekiedy wręcz brutalne — miały na celu przekonanie odbiorców o ich prawdziwości, ale też zdyskredytowanie i skompromitowanie powoda jako polityka i człowieka —„obarczanie kogoś odpowiedzialnością za śmierć innych osób, wywołaną chęcią realizacji własnych interesów” można oceniać jako działanie niezwykle drastyczne i przekraczające granice dopuszczalnej ekspresji (por. „Czy wygłaszane przez Jarosława Kaczyńskiego teorie spiskowe o zamachu w Smoleńsku naruszają dobra osobiste Polaków?” oraz „nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich… zamordowaliście go! Jesteście kanaliami!). Nie ma przy tym znaczenia, że podobne epitety w obiegu publicznym już się pojawiały, i Jarosław Kaczyński nie reagował na nie — każdy ma prawo reagować lub nie reagować na naruszenie dóbr osobistych, zaś fakt, że reakcji takiej nie podejmuje nie oznacza, iż takie sformułowania akceptuje.
Argumentem przeciwko przyznaniu powodowi ochrony prawnej nie jest też okoliczność, iż Jarosław Kaczyński z Fejsbóka nie korzysta, a o wszystkim dowiaduje się od swych współpracowników — bo zarówno negatywne odczucia, jak i społeczny odbiór są niezależne od momentu, w którym osoba dowiedziała się o naruszeniu dóbr osobistych.

Stwierdzając, iż publikowane przez Wałęsę posty prowadziły do naruszenia dóbr osobistych aktualnego i byłego wicepremiera w rządzie premiera Morawieckiego, SN oddalił obie skargi kasacyjne.

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
0
komentarze są tam :-)x