O tym, że komentowanie przez władze twórczości filmowej to bardzo nieśmieszny dowcip (powiedział co wiedział #60)

Ponieważ ten film zawiera tak wiele nieprawd, przeinaczeń, pokazuje fałszywy, nieprawdziwy i niesprawiedliwy obraz nie tylko formacji, ale i polskiego państwa, to zdecydowaliśmy jako kierownictwo MSWiA, że w kinach studyjnych w całej Polsce film będzie poprzedzony specjalnie przygotowanym spotem, który mówi o tych elementach, których zabrakło. (Błażej Poboży, wiceminister SWiA, o filmie Agnieszki Holland „Zielona granica”)



Na wieść, że władze nakazały, więc kina się zastosują i będą przed najnowszym filmem Agnieszki Holland emitować sugestywny (było smutno, szaro i ponuro, ale zazieleniło się zaraz po wzniesieniu bariery) filmik reklamujący graniczną zaporę przyszły mi do głowy dwa pytania.
Pierwsze z nich: jaki jest ekwiwalent reklamowy tego ministerialnego jazgotu przeciwko filmowi oraz ile i komu trzeba zapłacić, żeby jakiś minister zaczął pomstować na niniejsze „Czasopismo?” Chętnie posmaruję, bo wiadomo, że niechęć jednych oznacza wzrost zainteresowania innych — a przecież mało co bardziej nakręca koniunkturę, niż kontrowersje.


Czy ktoś jeszcze pamięta, że dwie dekady temu na czele protestów przeciwko filmowi „Dogma” stał… jego twórca, Kevin Smith?

Drugie: jakim prawem jakiś minister może nakazać kinom emisję jakiegoś propagandowego filmiku? i dlaczego ja tego jeszcze nie widzę stosownego rozporządzenia w Dzienniku Ustaw?
Trzecie: jak nisko MSWiA musiało upaść, żeby podejmować urzędową polemikę z jakimkolwiek dziełem, niechby i kontrowersyjnym?

Na drugie pytanie chyba odpowiedź znam: zapewne chodzi o to, że kina studyjne są finansowane z kasy publicznej i „zobowiązały się do realizowania programu”, więc jeśli minister Kamiński namówi ministra Glińskiego, i minister Gliński wyda okólnik programowy, to nie ma bata. T to jest na pewno dowód, że wiszenie u kieszeni mecenasa może mieć negatywny efekt — bo czasem będzie trzeba grać, jak płatnik nakaże. Oczywiście obligatoryjny spot MSWiA przed filmem Holland dałoby się to załatwić także w przypadku innych kin (także prywatnych, sieciowych), ale to by wymagało przynajmniej rozporządzenia w stylu covidowym.
Na pytanie o przyczyny, dla których władze polityczne komentują jakąkolwiek twórczość artystyczną odpowiedzi nie znam… mogę się tylko domyślać, że chodzi o wzmożenie przedwyborcze: pokazanie, że nie damy sobie w kaszę dmuchać, że mamy te swoje abramsy, mamy himarsy — ale umiemy też dać odpór na miękko, werbalny. W sumie nieważne, że każdy powinien mieć prawo do przedstawienia swego stanowiska (minister Ziobro pamięta o tym tylko wówczas, kiedy jakąś rozbójniczkę przybiera w szaty bojowniczki za cnoty ideologicznej), nieważne czy „Zielona granica” jest cokolwiek warta — ważne, że władza będzie, za nasze, podatnicze pieniądze, komentować, polemizować, protestować i poprzedzać — przy okazji robiąc filmowi Holland całkiem niezłą reklamę.
(Pytanie o posmarowanie podtrzymuję, tym bardziej, im bardziej mam wrażenie, że chodzi też o odwrócenie uwagi od smarowania w MSZ-cie i „afery wizowej”, która oczywiście idealnie wpasowuje się w pisowską narrację — że jak Kalemu ukraść, to źle, ale jak Kali ukraść, to medal.)

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

15 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
15
0
komentarze są tam :-)x