Marcin Kącki, „Chłopcy. Idą po Polskę” (śmiech was wyzwoli)

Kto za młodu był korwinistą, ten na starość może być (a może nie być) skurwysynem — chciałoby się rzec po przeczytaniu książki „Chłopcy. Idą po Polskę” autorstwa Marcina Kąckiego.
W pewnym skrócie: „Chłopcy” to biograficzny, okraszony garścią pikantnych i bardziej pikantnych historyjek, reportażo-felieton (czy to jest styl Gonzo journalism?) poświęcony Januszowi Korwin-Mikkemu, jego licznym ugrupowaniom politycznym (z których się wyrzucał lub go wyrzucali), począwszy od Unii Polityki Realnej aż do Konfederacji Wolność i Niepodległość, a także zwykłych przydupasach i niezwykłych akolitach. Tę kąśliwą, a czasem nawet złośliwą, ale bardzo zabawną książkę przeczytałem jednym tchem, czego nie utrudniła nawet momentami przekombinowana forma (bardzo długie zdania, a jak ja mówię, że długie, to są naprawdę dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugie).
A ponieważ autor opisuje wydarzenia, w których (do pewnego momentu) dobrowolnie uczestniczyłem, mogę od siebie dodać: tylko śmiech was wyzwoli — a poza tym udało mi się na chybcika wynotować:

  • o tym, że Ryszard Mikke, ojciec Janusza (autor wspomina, że człon nazwiska „Korwin” pojawił się później — coś jak „Grot” Rowecki) w czasie okupacji uratował małą Lilianę Baczewską i jej matkę — zaś w 1968 r.  zbuntowany Janusz Mikke paradował po mieście z Gwiazdą Dawida na ramieniu (na wieść o tym Grzegorz Braun chyba musiał się o własną kostkę przewrócić);
  • o „słynnym” puczu Dzierżawskiego i operetkowym oblężeniu lokalu partyjnego, w którym zamknął się sam Pan Prezes („on się w oknie pokazywał jak papież”; i ja tam byłem, łzy wzruszenia właśnie spiłem; przy okazji Kącki rozwikłał największą tajemnicę Unii Polityki Realnej, czyli gdzie się wtedy załatwiał JKM? — bo przecież „ubikacja była w części okupowanej”);
  • o wielokrotnych i nagłych zwrotach akcji w UPR i jej kolejnych inkarnacjach, o takich nazwiskach jak Michalkiewicz, Wojtera, Boroń, Popiela, Wipler (ten się ogarnął, bo po napaści Moskwitów na Ukrainę poświęcił się osobiście organizowaniu pomocy humanitarnej), a także niezwykle malowniczo odmalowanemu Stanisławie Żółtku (bajdełej czy ktoś jeszcze pamięta, że w wyborach 2001 r. kandydaci UPR startowali z listy PO, a sam JKM szedł do senatu z jednego bloku?);
  • o tym nożu, który JKM miał sobie sam przypadkowo wbić w brzuch (Kącki dotarł do prawdy, rozmawia o niej z bohaterem swej książki — ten „nie ma anegdoty seksistowskiej, ramiona mu opadają, patrzy smutno przed siebie…”);
  • o życiu prywatnym i rodzinnym Janusza Korwin-Mikkego, który promuje primogeniturę (i nie tylko) do granic nepotyzmu, a wzniesione na sztandar „chrześcijańskie wartości cywilizacji łacińskiej” muszą ustąpić przed osobistym temperamentem (pamiętam kolegę, który głosem odkrywcy, godnym profesora Roberta Langdona, objaśniał, że z tymi żonami to on jest jak Piłsudski — i na pewno też ewangelik);
  • o tym, że darwinizm społeczny „zatrzymuje się przed rodziną”, bo „rodzina ma inne prawa”, więc takie dyrdymały jak np. „jeśli ktoś na przykład chce się zaćpać na śmierć, to jest to dla społeczeństwa korzystne. Niech umrą!” to tylko slogan do szokowania plebsu i zyskiwania poklasku przygłupów (najnowsze: „Korwin-Mikke o aferze pedofilskiej na YouTube. Przedstawił szokujące stanowisko”); Korwin-Mikke nie dostrzega, że rodzinę, w tym młode córki może mieć nawet jego sympatyk — ale i tak pomaga członkom swej rodziny nie tylko poprzez zwykły nepotyzm, ale także w czysto ludzki sposób;
  • (nie do końca zrozumiałem długawy passus o jakimś „incelach”, że niby Konfederację popierają głównie goście, którzy są tak niepewni swej męskiej części natury, że muszą się wspierać w internetach — przecież problemy osobowościowe lub z żeńską częścią otoczenia to nie pogląd polityczny? no chyba że to właśnie dla nich są takie bzdety j/w);
  • (rozbawiło mnie też, że „monarchiści z Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego są w sporze z Organizacją Monarchistów Polskich, bo uważają ich za zbyt lewackich” — nie wykluczam, że autor to zmyślił, bo jak znałem kierownictwo OMP, to co jak co, ale lewactwa zarzucać mu nie można było ;-)
  • o tym, że liberałowie ongiś zmuszeni tolerować te pierdoły dziś, skoro nie da się Korwina „odkorwinić, odoszołomić i odhajlować”, to  życzą, by „jak mistrz Yoda poleciał na inną planetę i trenował Berkowiczów” (cytuję cytat);
  • o formalno-prawno-rejestrowych — acz przezabawnych — sporach o rejestrację partii KORWiN, gdzie zajęcie miał nawet Sąd Najwyższy (wówczas przeoczyłem to, więc uśmiałem się jak norka następczo);
  • o klaunie Grzegorzu Braunie, który kiedyś działał w Pomarańczowej Alternatywie, ale dusza standupera na pewno w nim nie umarła, więc poświęca mnóstwo uwagi temu, by modulować głos w dół, przemawiać tym swoim basem, najwyraźniej w przekonaniu, że wywołana nim wibracja może pobudzać wśród słuchaczy ośrodek przyjemności (kiedyś na pewno miał głos o oktawę wyższy, ale wówczas nikt go nie słuchał);
  • o formalno-prawno-rejestrowych — także przezabawnych — sporach o skrót od nazwy partii Konfederacja Korony Polskiej, który miał być „Korona”, ale sąd się zbiesił, bo „Korona” to nie skrót, lecz człon nazwy, i sądu nie przekonał nawet jego pełnomocnik (nb. prezes Ordo Iuris) — ale za opinię biegłego zapłacić nie było komu;
  • o tym, że cały ten aktualny piwny przekręt to w sumie zemsta Wiplera — a ja od siebie mogę dodać, że jaki Führer, taki Bürgerbräu-Putsch.

Reasumując: nie polecam, zwłaszcza jeśli ktoś nie jest odporny na pewien rodzaj narracji — ale warto, zwłaszcza jeśli ktoś zamierza głosować na „Chłopców” w nadchodzących wyborach.

(Marcin Kącki, „Chłopcy. Idą po Polskę”, wydawnictwo Znak Literanova, na papierze 400 stron, fot. Olgierd Rudak, CC BY-SA 4.0)

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

10 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
10
0
komentarze są tam :-)x