Com przeczytał — i czegom nie doczytał — w 2023 roku

Rok chyli się ku końcowi, czas na pierwsze z dwóch tradycyjnych podsumowań publikowanych corocznie na tutejszych łamach.

Na pierwszy rzut idą książki, które w 2023 r. przeczytałem, ale z różnych przyczyn nie zdecydowałem się na recenzję na tutejszych łamach (w porządku alfabetycznym):

  • Anne Applebaum: „Gułag” — wstrząsający kronikarski zapis jednej z najbardziej morderczej instytucji Związku Sowieckiego (i po części współczesnej Rosji też); bardzo ciekawa wydała mi się konstatacja, że Gułag był nie tylko sposobem bolszewików na represję, ale po prostu instytucją gospodarczą — Sowietów po prostu nie było stać na choćby najtańszą siłę roboczą, tak do podboju Dalekiego Wschodu, industrializacji, budowy przemysłu zbrojeniowego i atomowego; można powiedzieć, że imperium zła powstało na pracy niewolników;
  • Elisabeth Åsbrink: „Made In Sweden. 60 słów, które stworzyły naród” — wypad wakacyjny planowaliśmy do Skandynawii, więc postanowiłem przypomnieć sobie jedną z ciekawszych książek poświęconych Szwecji… na trzy dni przed startem zmieniliśmy plany — ale książkę z przyjemnością przeczytałem raz jeszcze;
  • Tomasz Bonek: „Komando śmierci. Ostatnia tajemnica KL Gross-Rosen i Kloster Leubus” — bardzo ciekawa, fabularyzowana historia największego obozu koncentracyjnego na Dolnym Śląsku; autor (z którym miałem przyjemność wiele lat pracować, więc jestem nieobiektywny) w przystępny sposób opisuje swoje (i nie tylko swoje) ustalenia dotyczące nazistowskich prac nad elektronicznymi środkami walki prowadzonymi przez więźniów w podziemiach klasztoru w Lubiążu;
  • Mariusz Czubaj: „Półmistrz” — literaccy „Niebezpieczni dżentelmeni”, na dobre i na złe: sierpień 1939 roku, transatlantykiem do Argentyny płynie nie tylko Gombrowicz, ale także polska reprezentacja szachowa, a nawet pewien pół-agent polskiego wywiadu. Gra toczy się o dokumenty potwierdzające, że wkrótce ma dość do podpisania paktu Ribentropp-Mołotow… i… zapomniałem;
  • Justin Fenton: „Miasto jest nasze” — czytając czasem książki tak sobie myślę, że ich autorzy muszą mieć wielką wyobraźnię, ale też i olbrzymi zapał, by poświęcać tak dużo uwagi nieistotnym didaskaliom (te różne „Clark poprawił płaszcz i zaciągnął się papierosem”, lub „za oknem wiało jak cholera, Kwardowski pomyślał, że jeśli dalej będzie tak wiało, to zaraz kogoś diabli przywieją”); i czasem sobie myślę, że gdybym to ja miał napisać jakąś książkę, to na pewno bez tych wszystkich wypełniaczy… a później czytam „Miasto jest nasze”, które jest jak notka prasowa, ale na 400 stron… i już nie wiem co o tym myśleć. Aha, o czym jest książka? o policjantach-bandytach ze spec-oddziału GTTF, którzy przez kilka lat bezkarnie dilowali narkotykami odebranymi dilerom, kradli pieniądze i wrabiali swe ofiary w przestępstwa, których nie popełniły;
  • Martin Gilbert: „Winston S. Churchill, Volume VII. Road to Victory, 1941-1945”, „Winston S. Churchill, Volume VIII. Never Despair, 1945-1965” — tom siódmy chyba najciekawszy w całej biografii tego wybitnego — publicysty, pisarza, malarza i polityka — zwłaszcza dla polskiego czytelnika, bo przynosi bardzo dużo informacji o postawie WSC w kontekście przyszłości Polski, sąsiedztwa ze Związkiem Sowieckim, linii Curzona, a także jego własnej relacji ze Stalinem; wychodzi na to, że Churchill dał się oszukać po trochu dlatego, że chciał być ślepy — a po trochu dlatego, że ówczesna pozycja Imperium była żadna; (mały disklajmer: z ośmiotomową, łącznie liczącą sobie ok. 9000 stron, biografią WSC mierzyłem się przez trzy lata; nie czyta się tego łatwo choćby ze względu na specyficzny język (słownik wbudowany w Kindla przydaje się bardzo ale to bardzo), każdą czytałem na raty (a może raczej równolegle z innymi książkami) — no i nie da się ukryć, że do końca ostatniej części jeszcze troszkę mi zostało… aktualnie jestem na etapie drugiego premierostwa, więc dobra dekada życia bohatera przede mną);
  • Wojciech Górecki: „Toast za przodków” — bardzo, naprawdę bardzo ciekawa opowieść o dawniejszej i bliższej historii Armenii, Azerbejdżanu i Gruzji — wzajemne relacje i niesnaski, Południowa Osetia, Abchazja, Karabach, etc.,etc.; trudno streszczać książkę, która nie jest długa, acz nie ma w niej niepotrzebnych rzeczy — po prostu naprawdę warto przeczytać;
  • Bohumil Hrabal: „Pociągi pod specjalnym nadzorem” — wreszcie przeczytane i… rozczarowane… chyba wyobrażałem sobie nie wiem co, a to w sumie taka sobie historyjka;
  • Wojciech Jagielski: „Strona świata. Reporter o świecie, który gwałtownie się zmienia” — ciekawy zbiór nieco dłuższych prasowych notatek naświetlających tło niektórych niedawnych wydarzeń: Bliski Wschód, Sahel, etc., etc. (dobre dla poukładania sobie faktów we łbie);
  • Etgar Keret: „Usterka na skraju galaktyki” — sięgnąłem po przeczytaniu „Izraela oswojonego”, myślałem, że będzie coś o tym kraju… właściwie to nie było, ale wcale się nie rozczarowałem (lepiej mi się czyta krótkie popierdółki, niż długachne bzdety — także dlatego, że łatwiej jest mi się na jakiś czas odłączyć i sięgnąć po coś innego);
  • Kapka Kossabova: „Granica. Na krawędzi Europy” — całkiem ciekawy reportaż o zacięciu historycznym, a dotyczący teraźniejszości i historii pogranicza bułgarsko-turecko-greckiego — Strandża, Rodopy — dobre dla pomyślenia, że Bałkany to był (i momentami nadal jest) niezły kocioł; troszkę po przeczytaniu tej książki rzuciło nas na chwilę w Południową Dobrudżę i… chyba będzie kiedyś trzeba to jeszcze raz zobaczyć, sprawdzić jak jest naprawdę;
  • Thomas Kunze: „Ceaușescu. Piekło na ziemi” — historię Drakuli z Karpat Wschodnich z przyjemnością odświeżyłem w związku i podczas wakacyjnego wyjazdu do Rumunii (czytałem równolegle z Åsbrink i biografią WSC… bo ja zawsze czytam co najmniej dwie rzeczy na raz);
  • Julia Łapińska: „Dzikie psy” — kryminał dla odmóżdżenia, coś jak Krajewski i jego breslauerskie opowiastki, z tym, że rzecz dzieje się w Bornem Sulinowie i okolicach; wróżę przyszłość takiemu gatunkowi literatury — no bo przecież ja sam przyznaję, że nie sięgnąłbym zapewne po „Schronisko, które przestało istnieć”, gdyby nie karkonoskie klimaty…
  • Marcin Meller: „Czerwona ziemia” — myślałem, że to reportaż względnie coś o podróżach, a jest sensacja, coś z pogranicza „Wiernego ogrodnika” (nie czytałem, widziałem film) i… sam nie wiem czego (tout proportion gardée); da się czytać, aczkolwiek dłuuuuuuuuuuuuugi opis bohatera wydostającego się z wodnej kipieli jak zawsze pozostawił mnie w niemym zachwycie (jak autorzy dają tak radę? ja bym napisał, że wyszedł albo nie wyszedł ;-)
  • Karolina Przewrocka-Aderet: „Polanim. Z Polski do Izraela” — bardzo ciekawa opowieść o początkach współczesnego żydowskiego państwa, które nie tylko mówiło po polsku, ale nawet myślało i mówiło o Polsce; „polskich” było kilka alij, więc „Polakami” byli pierwsi przywódcy, dowódcy, pionierzy, literaci, restauratorzy, etc. — ciekawe, że między tymi migrantami były wcale nie mniejsze podziały, niż w starym kraju (np. alije okolicy 1956 r. i 1968 r.);
  • Zbigniew Rokita: „Odrzania. Podróż po Ziemiach Odzyskanych” — zaczynając lekturę byłem pewien, że weekendowa recenzja mnie nie ominie, jednak w sumie w porównaniu do „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” ta książka wydała mi się nieco przedobrzona i przemęczona — co nie zmienia faktu, że fajnie było zestawić opinie autora choćby z poglądami Churchilla, który bardzo oponował przed oddaniem Polsce aż tak dużego kawałka Niemiec (jego zdaniem nasza zachodnia granica miała przebiegać na Nysie Kłodzkiej, nie Nysie Łużyckiej), albowiem obawiał się, że Polacy nie będą w stanie zaludnić i wykorzystać gospodarczo Śląska, a równocześnie obawiał się skutków oderwania Niemiec od jego rolniczego zaplecza; jednak Stalinowi bardziej chodziło głównie o wieczyste skłócenie Polaków z Niemcami — i w tej roli znakomicie odnajduje się oczywiście Jarosław Kaczyński; jest też kilka ciekawych passusów o Danzigu (o tym mieście, nie o Glennie Danzigu), etc., etc.; książka naprawdę bardzo warta uważnego przeczytania;
  • Agata Romaniuk: „Z miłości? To współczuję. Opowieści z Omanu” — bardzo ciekawa opowieść o życiu współczesnych kobiet (ale nie tylko kobiet) w Omanie; warto przeczytać nawet jeśli ktoś średnio interesuje się kulturą i społecznościami Islamu, bo momentami można się ździebko zaskoczyć (przynajmniej ja momentami poczułem się zaskoczony);
  • Zyta Rudzka: „Ten się śmieje, kto ma zęby” — mocnawe, kontrowersyjnawe, ryzykowne (wulgaryzmy!), czyta się nieźle — zdania nibyprostawe, ale wymagające czasem podwójnego (i więcej) wczytania się;
  • Paweł Smoleński: „Balagan. Alfabet izraelski”, „Irak. Piekło w raju” — bardzo ciekawe reporterskie obserwacje z wyjazdów, które autor (niestety zmarły wiosną tego roku) swego czasu temu odbył po tych państwach Bliskiego Wschodu; dla jasności: czytane na fali „Izraela oswojonego” i „Mossadu”, a więc przed aktualnie toczonymi walkami w Gazie;
  • Stanley Tucci: „Smak. Życie i jedzenie” — taka jakby autobiografia przez pryzmat potomka włoskich migrantów do U.S.A. — oraz ich kulinarnych obyczajów i nawyków; nic wielkiego, ale dla rozluźnienia może być.

Książki, które przeczytać spróbowałem i… niestety, nic z tego nie wyszło:

  • Kasper Bajon: „Fuerte” — patrz „Pamięć Włoch”;
  • Witold Gombrowicz: „Dziennik 1953-1969” — uwielbiałem (jak byłem młodym chłopakiem), więc postanowiłem się nieco odmłodzić intelektualnie… powrót do lektury po przeszło trzech dekadach okazał się wielkim rozczarowaniem… chyba już nie ta głowa, życie i świat nie w tym tempie się dzieją… po prostu wysiadłem…;
  • Robert A. Jensen: „Gdy opadnie kurz. Czego praca przy katastrofach nauczyła mnie o życiu” — nie wiem czy relacje faceta, który zawodowo zajmuje się zwłokami ofiar różnych katastrof (w sumie: grabarza) mogą być ciekawe; nie wiem, ponieważ sposób napisania tej książki jest tak nieciekawy, że poddałem się dość szybko;
  • Wojciech Jagielski: „Na wschód od zachodu” — garść luźno splątanych historyjek dziejących się między Afganistanem a Indiami, coś o hippisach, coś o reporterskich wypadach autora; w sumie ciekawe (niestety sama końcówka, tj. rozdział poświęcony Kamali-Kamili był dla mnie na tyle niestrawny, że porzuciłem lekturę — więc nie da się ukryć, że jej nie ukończyłem);
  • Ryszard Kapuściński: „Latynoafryka” — mała książeczka, wieeeeeeeeeeeeeeeelkie rozczarowanie, bo w sumie to tylko przedruk kilku średnio ciekawie napisanych reportażyków napisanych w l. 70-tych dla magazynu „Kontynenty”; część reportażową przeczytałem głównie ze względu na warstwę faktograficzną (lubię się dowiadywać faktów z przeszłości, nawet jeśli zaraz je zapominam), jednak zapis „dyskusji redakcyjnej” okazał się nie do przetrawienia… więc się nie męczyłem;
  • Wojciech Karpiński: „Pamięć Włoch” — krótka książka miliona pięknych słów, wbrew tytułowi nie zapamiętałem prawie nic, a byłoby pewnie jeszcze gorzej, gdybym nie przelatywał pewnych momentów;
  • Julia Łatynina: „Ziemia wojny” — zacząłem czytać dość przypadkowo, bo wydawało mi się, że to kolejny reportaż o Kaukazie; okazało się, że to jakaś sensacja, podana w raczej mało sensacyjny sposób — błyskiem odpuściłem;
  • Jenny Nordberg: „Chłopczyce z Kabulu. Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie” — temat „chłopczyc”, czyli dziewczynek ubieranych i traktowanych jak chłopców w kulturze islamskiej (ze względów prestiżowych!) jest bardzo ciekawy, jednak sposób jego przedstawienia w książce raczej taki sobie, więc odpuściłem;
  • Angelo Maria Ripellino: „Praga magiczna” — niebywałe, ale poddałem się po przeczytaniu 2%, później jeszcze sprawdziłem na chybił-trafił kilka miejsc i… to jest właściwie popis erudycji opartej na niekończącym się łączeniu cytatów, mnie niestety taka literatura nieuchronnie kojarzy się z efektem pracy jakiejś sztucznej inteligencji, więc rzecz poszła na zawsze ad acta.

I to by było na tyle, na razie — a plany czytelnicze na 2024 r. mam nie mniej ambitne ;o)

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

4 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
4
0
komentarze są tam :-)x