A skoro na horyzoncie czają się wybory samorządowe, więc tu i ówdzie będzie się działo, dziś czas na kilka akapitów o tym, że konkurs na najgorszego urzędnika w mieście to może i przejaw dozwolonej krytyki osób zajmujących stanowiska publiczne — ale publikacja złośliwego komentarza do wyników musi wynikać z czegoś więcej, niż gra polityczna (wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z 24 maja 2023 r., I ACa 930/21).
Sprawa zaczęła się od publikacji, w prowadzonym przez lokalne stowarzyszenie darmowym miesięczniku, informacji o konkursie na najlepszego i najgorszego urzędnika miejskiego, z której wynikało, iż trzecie miejsce (w tej niechlubnej kategorii) zajęła dyrektorka pewnego wydziału w magistracie. Wyniki plebiscytu zostały opatrzone odredakcyjnym komentarzem autorstwa redaktora naczelnego, iż urzędniczka jest „osobą niemiłą dla mieszkańców odwiedzających kancelarię, od niepamiętnych czasów rządzi apodyktycznie kancelarią i to nawet wówczas, gdy wiceprezydentem pełniącym obowiązki prezydenta był jej mąż” (wiceprezydent miasta).
Zdaniem zainteresowane stwierdzenia były nieprawdziwe i tendencyjne, a ponieważ stanowiły także element gry politycznej (naczelnym pisma był jeden z rajców), do sądu trafił pozew o zadośćuczynienie i przeprosiny („za to, że dopuścili się naruszenia dóbr osobistych poprzez umieszczenie jej osoby w kategorii najgorszy urzędnik miejski”).
Zdaniem pozwanych (stowarzyszenia jako wydawcy miesięcznika i naczelnego czasopisma) roszczenia były o tyle bezzasadne, że opublikowano nie tyle ocenę pracy powódki, lecz informację o wynikach ankiet, a przecież trudno ponosić odpowiedzialność za vox populi. Tak czy inaczej zarówno sam konkurs, jak i publikacja jego wyników, to nic innego jak dozwolona krytyka osób piastujących funkcje publiczne
art. 12 ust. 1 prawa prasowego
Dziennikarz jest obowiązany:
1) zachować szczególną staranność i rzetelność przy zbieraniu i wykorzystaniu materiałów prasowych, zwłaszcza sprawdzić zgodność z prawdą uzyskanych wiadomości lub podać ich źródło;
2) chronić dobra osobiste, a ponadto interesy działających w dobrej wierze informatorów i innych osób, które okazują mu zaufanie;
3) dbać o poprawność języka i unikać używania wulgaryzmów.
Odnosząc się do sporu sąd zauważył, że właściwie plebiscyt i komentarz do jego wyników stanowiły odrębne części publikacji. I chociaż urzędniczka jest osobą pełniącą funkcję publiczną, a każdy ma prawo do własnych ocen i opinii — to przecież krytyczne sformułowania nie mogą odbiegać od realiów.
Ochrona dobrego imienia przysługuje także funkcjonariuszowi publicznemu, choć w takim przypadku granice dozwolonej krytyki są przesunięte znacznie dalej.
Te zaś są takie, że powódka nie obsługuje bezpośrednio petentów, więc trudno przypuszczać, by mieszkańcy ją naprawdę znali i umieli się wypowiedzieć na temat jakości jej pracy — zarazem pozwani nijak nie wykazali, by plebiscyt rzeczywiście miał miejsce i czy ewentualne odpowiedzi respondentów były należycie zebrane i opracowane (tej okoliczności nie można skrywać pod pozorem zachowania tajemnicy dziennikarskiej). Chociaż więc spór dotyczył wyrażania ocen, które nie podlegają dowodzeniu w kategoriach prawdy i fałszu, to jednak każda opinia może być rzetelna lub nierzetelna, bezpodstawna lub uzasadniona — ta zaś najwyraźniej nie była — a skoro mowa jest o publikacji prasowej, to redakcja powinna pamiętać o obowiązku staranności i rzetelności dziennikarskiej.
Bezprawności naruszenia dóbr osobistych nie wyłącza w takim przypadku ani wolność słowa chroniąca wypowiedzi ocenie, ani prawo do krytyki osób sprawujących funkcje publiczne, ani też obrona uzasadnionego interesu społecznego.
Biorąc zatem pod uwagę, że strona pozwana nie potrafiła wykazać, iż takowy konkurs najgorszego urzędnika w ogóle został zorganizowany, przez co zarówno publikację jego wyników jak i komentarz odredakcyjny można było oceniać jako brak rzetelności — sąd prawomocnie nakazał zamieszczenie przeprosin na łamach czasopisma.