Aleksandra Wojtaszek „Fjaka. Sezon na Chorwację” (recenzja)

Na początku tej krótkiej i nieudolnej recenzji pozwolę sobie na wyjaśnienie, że nigdy nie myślałem o podróży do Chorwacji, a nawet nigdy nie myślałem, że mógłbym o tym pomyśleć (oczywiście pomijam, że właściwie to chciałbym zobaczyć cały świat, nie tylko Sudety). Lektura książki „Fjaka. Sezon na Chorwację”, której autorką jest Aleksandra Wojtaszek troszkę mnie z tego rytmu wybiła.

Dla jasności książka zaczyna się dość niepokojąco, bo od jakichś kibicowskich historyjek (Hajduk Split, te sprawy) i bałem się, że dalej będzie już o Adriatyku, oceanie gorącym — ale jednak nie, a mianowicie, w olbrzymim skrócie:

  • autorka nie pomija ani najdawniejszej („Rzymianie budowali łuki i amfiteatry, Grecy zakładali Kolinie, Słowianie rozwijali swoje osady, Wenecjanie wznosili porty, a Jugosławia pieczętowała kraj pomnikami partyzantów i fabrykami”) i dawniejszej historii Chorwatów, Serbów, Słoweńców (i innych nacji), od wspólnej historii pod berłem Habsburgów, poprzez Królestwo SHS i „pierwszą” Jugosławię, aż do wojny, partyzanckiego państwa i „drugiej” Jugosławii; i cóż z tego, że to Chorwaci chcieli wspólnego państwa, a Tito właściwie był Chorwatem, skoro prawie cały ten czas Chorwaci postrzegają jako proces marginalizacji (przez serbską większość) i wciągania ich w bałkański tygiel (i wyciągania z Zachodu na Wschód);
  • o Niezależnym Państwie Chorwackim — oczywiście zależnym od Rzeszy Niemieckiej (i faszystowskiej Italii), które pod przywództwem ustaszowskiego reżimu zhańbiło się aktywną współpracą z hitlerowcami w mordowaniu Serbów, Żydów i Cyganów;
  • o roku 1990, kiedy federacyjna Jugosławia zaczęła się rozpadać przy huku dział: zaczęło się od jakichś pyskówek polityków (i wcale nie jest tak, że Franio Tuđman był w tym ostatni), później niepodległość zadeklarowała Słowenia (co skończyło się 10-dniową wojną), następnie Chorwacja — i tu już historia dostała skrętu kiszek: oblężenie Dubrovnika, zdobycie Vukovaru, powstanie Republiki Serbskiej Krajiny, wojna w Bośni, operacja „Burza” — to tylko hasła, ale za tymi hasłami kryją się oczywiste potworności (sama wojna w Chorwacji miała spowodować ok. 25 tys. ofiar śmiertelnych i setki tysięcy uchodźców);
  • jakby komuś brakowało tematyki kluczowej: Aleksandra Wojtaszek pisze też o turystach, którzy pchają się w góry bez umiaru, a później trzeba ich ratować, a także o turystach latem okupujących wybrzeże, acz niekiedy wybierających się dmuchanym materacem na podbój Adriatyku (i też trzeba ich ratować) — te 3-4 miesiące szturmu oznacza bardzo trudny czas dla lokalsów, którzy ustępują im swoich mieszkań (automagicznie przemianowanych na apartamenty), żeby tylko zarobić na czas posuchy;
  • sęk bowiem w tym, że po 1990 r. Chorwacja uległa radykalnemu odprzemysłowieniu: tam, gdzie były duże i większe zakłady pracy, dziś stoją ruiny, coś tam się sprywatyzowało na krzywy ryj — można powiedzieć, że biznes postawił wszystko na jedną kartę;
  • żeby nie było, że nie ma nic o prawie: w Chorwacji bezdomność i włóczęgostwo są zakazane, dlatego przez długi czas nie wydawano dokumentów tożsamości osobom, które nie miały stałego adresu zamieszkania (i pewnie dlatego chorwacka policja tak bardzo skrupulatnie tępi biwakujących na dziko w sezonie ;-)
  • (zaś część post-jugosłowiańskich zaszłości granicznych nadal krąży po sądach i trybunałach, por. wyrok TSUE z 31 stycznia 2020 r. w sprawie Republika Słowenii przeciwko Republice Chorwacji, C-457/18);
  • o szukaniu tożsamości: Chorwaci chętnie poszukują swej genezy wśród ludów irańskich i gockich, a także słowiańskich, acz z całych sił odżegnują się od bycia częścią Bałkanów (i co najwyżej postrzegają siebie jako przedmurze Europy przed tureckim zalewem — skąd my to znamy?);
  • poza tym autorka pisze o: muzyce (Bijelo Dugme i Električni orgazam), przekleństwach (w języku chorwackim dominuje tematyka seksualna, acz do największych obelg zalicza się słowo „Serb” i „jugonostalgik”), języku (który jest, podobnie jak narodowość, funkcją polityki: kiedyś był język serbsko-chorwacki, a dziś muszą być odrębne języki serbski i chorwacki, choć w gruncie rzeczy są to tylko dialekty sztokawski, kajkawski i czakawski — zaś „standardowy chorwacki i standardowy serbski są sobie znacznie bliższe na przykład chorwacki dialekt z istryjskiego Bufetu i równie chorwacki dialekt z okolic Zagrzebią”; dzięki temu wszystkiego spryciarze mogą sobie wpisać do CV znajomość czterech języków, tj. bośniackiego, chorwackiego, czarnogórskiego i serbskiego), wciąż o języku, który też jest, zwłaszcza w narodzie tak bardzo szukającym swej odrębności, funkcją polityki (więc samolot to już nie „avion” lecz „zrakoplov”, a „telefon” to oczywiście „brzoglas”);
  • …i tak dalej, i temu podobnie…

W sumie wyszła z tego książka naprawdę bardzo godna polecenia, chyba nie tylko dla zainteresowanych tematyką chorwacką, ale też tych, którzy nie podejrzewali nawet, że obudzą w sobie takie zainteresowanie (a jak już się czyta o Istrii, przehandlowanej przez aliantów jako włoski łup, nagroda za przystąpienie do wojny przeciwko Austro-Węgrom, oraz jej powojennej historii, to aż ciarki po plecach przechodzą — polecam do sztambucha zwłaszcza miłośnikom tezy, że tylko Polska cierpiała i tylko polski ból jest godzien uwagi).

(Aleksandra Wojtaszek „Fjaka. Sezon na Chorwację”, Wydawnictwo Czarne, na papierze 383 str., fot. Olgierd Rudak, CC BY-SA 4.0)

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
1
0
komentarze są tam :-)x