Jedną z moich największych wad / zalet jest predylekcja do konkretu: jak książka to zwykle o czymś, rzadziej o tym, co się autorowi pomyślało, jak muzyka, to z dużą dozą rytmu — jak teatr, to opowieść. Idąc do wrocławskiego Teatru Capitol na „Złote płyty” miałem nadzieję, że się nie rozczaruję — i się nie rozczarowałem.
W skrócie i nie paląc: jest rok 1976, kiedy Carl Sagan dostaje od NASA zlecenie przygotowania materiału na złote płyty, które mają pofrunąć w kosmos na pokładzie sond Voyager — przekazu marketingowo-informacyjnego dla obcych. Kwestia jest delikatna, ponieważ nie może być już grama nagości (rysunki nagiej kobiety i mężczyzny poleciały na Pioneerze, acz decydenci uznali, że obcy mogliby być zgorszeni), do tego dochodzą wcale istotne wątki osobiste (przy tej robocie Sagan poznał swą późniejszą, acz ostatnią, małżonkę).
Finalnie, wiadomo, obcy odpowiedzieli: ’send more Chuck Berry’.
Tj. ja nie wiedziałem i być może bym się nigdy nie dowiedział, gdyby — bawiąc — uczyć, ucząc — bawić — nie pokazała nam tego ekipa Teatru Capitol.
Wracając na chwilę do ad remaa: spektakl jest krótki i się nie rozbierają (zrobił się ze mnie taki pruderyjny gnojek, że cholernie zwracam na to uwagę), więc od razu dwa plusy dodatnie. Są słowne gierki, jest zabawa formą (bijatyka w zwolnionym tempie!) — jest zabawnie (publika pęka ze śmiechu) — momentami nieco prowokacyjnie — więc jest fajnie.
Zdecydowanie polecam, zwłaszcza dla tych, którzy uważają, że teatr to ryzyko i woleliby zacząć od czegoś przyswajalnego. (Jak dla mnie subiektywnie może ździebko zabrakło tej bezpretensjonalności, za którą czasem Capitol uwielbiam — ale też jestem wdzięczny, że nie było tej pretensjonalności, za którą Capitolu nie cierpię.)
(„Złote płyty”, Teatr Capitol we Wrocławiu; scenariusz i reżyseria: Mateusz Pakuła; na scenie: Rafał Derkacz, Katarzyna Pietruska, Helena Sujecka, Albert Pyśk, Emose Uhunmwangho, Michał Zborowski)