Napisała do mnie niedawno P.T. Czytelniczka, że co to za recenzja, w której nie ma subiektywnych ocen i opinii, a tylko jakieś wyimki z treści i luźno niezwiązane dygresje? Więc dziś będzie bez owijania w bawełnę: książka „Osiem dni maja. Ostateczny upadek III Rzeszy” autorstwa Volkera Ullricha bardzo mi się spodobała, ponieważ fajnie mi się ją czytało — głównie ze względu na rzetelne i przystępne przedstawienie opisywanych faktów — więc polecam.
A poza tym, naprawdę bardzo hasłowo, bo kto miałby czas na myślenie — a zwłaszcza myślenie o takich rzeczach — w lipcu:
- książka właściwie zaczyna się 30 kwietnia 1945 r., od opisu ostatnich momentów życia Adolfa Hitlera i jego samobójczej śmierci; to podwójne samobójstwo oczywiście usiłowano przeflancować, przy pomocy zwykłego kłamstwa, w kolejny mit: w/g rozpowszechnionego komunikatu Führer „poległ w służbie Niemiec” walcząc z bolszewizmem — nikt nie chciał przyznać, że po prostu stchórzył;
- przed samą śmiercią w swym „testamencie” Hitler wyznaczył swych następców: Großadmirała Dönitza na prezydenta Rzeszy (a więc Hitler miał być pierwszym i ostatnim wodzem konającej Tysiącletniej Rzeszy) i Goebbelsa na kanclerza (ten oczywiście też chwilę moment później popełnił samobójstwo; warto też przypomnieć, że po śmierci prezydenta Hindenburga urzędy głowy państwa i szefa rządu zostały połączone i zawłaszczone przez samego Hitlera);
- tu zaczyna się jeden z najbardziej operetkowych wątków w historii Trzeciej Rzeszy, czyli trzytygodniowy etap „rządów” Dönitza i „ministra kierującego pracami rządu” von Krosigka, przeniesienia siedziby „władz” do Flensburga oraz niekończących się obrad, pełnych proceduralnych i politycznych sporów — m.in. o to czy bić się do końca, czy jednak próbować się dogadywać, a jeśli tak, to na jakich warunkach…
- …ale też jeden z najbardziej tragicznych, czyli masowych samobójstw mieszkańców miasta Demmin, których hitlerowska propaganda przekonała, że klęska oznacza koniec świata, a po Hitlerze nie ma nie tylko przyszłości, ale też życia; (o fali nieludzkiej przemocy, zorganizowanych gwałtów, etc., którą Niemkom zafundowali rozpuszczeni sowieccy żołnierze napiszę przy okazji recenzji kolejnej książki);
- dość rzec, że dopiero na początku maja doszło do kapitulacji wojsk niemieckich w północnej Italii (warunki poddania się przez kilkanaście tygodni ustalano podczas tajnych spotkań na neutralnym gruncie — Operacja Sunrise) oraz prób sondowania możliwości jednostronnego poddania się na froncie zachodnim: część Niemców nadal wierzyła w odwrócenie przymierzy, część po prostu wolała poddać się Amerykanom i Brytyjczykom, unikając radzieckiej niewoli; generalnie te plany spełzły na niczym, ponieważ w tamtym czasie jeszcze wierzono we wspólną sprawę, której wymiarem było m.in. żądanie bezwarunkowej kapitulacji na wszystkich frontach;
- maj 1945 r. to także zdobywanie przyczółków przez niemieckich komunistów przysłanych prosto z Moskwy, bo przecież Stalin cały czas liczył na opanowanie całych Niemiec (i uczynienie z nich przyczółka do zagarnięcia Europy aż po Atlantyk); ekipa Piecka miała działać bardzo delikatnie, więc w ramach dezinformacji komuniści obejmowali we władzach samorządowych stanowiska zastępców — a na szefów powoływano zasłużonych, acz niezbyt ogarniętych figurantów, którzy mieli się podobać mieszczanom i burżuazji (i stwarzać pozory);
- (skądinąd dezinformacja jako narzędzie radzieckiej/rosyjskiej polityki to wcale nie nowość: spalone zwłoki Hitlera i Evy Braun zostały dość szybko zidentyfikowane, co wcale nie przeszkodziło Stalinowi rozpuszczać plotek o rzekomej ucieczce do Argentyny lub ukrywaniu zbrodniarza przez Aliantów);
- autosugestywną dezinformacją była rzekoma Twierdza Alpejska, w której — tak to widzieli Amerykanie — miały schronić się ostatnie niedobitki niemieckiej armii i prowadzić obronę do finalnego upadku Nibelungów; mit ten poniekąd wyrósł z przeświadczenia o stale wysokim morale i wiecznej gotowości udania się do Valhalli (w maju 1945 r. nienadgryzione niemieckie garnizony okupowały m.in. Norwegię, Danię, Niderlandy, a także Dunkierkę i Wyspy Normandzkie); wizja konieczności dalszego prowadzenia walk w Alpach, nawet po klęsce Berlina, była jedną z przyczyn niechęci Eisenhowera dla planów Churchilla, który pragnął zajęcia terenów możliwie najdalej położonych na wschód (drugim powodem rzecz jasna były ustalenia jałtańskie, podczas których wyraźnie ustalono granicę obszarów podlegających Sowietom i Aliantom);
- i tak aż do kolejnego nieco groteskowego wydarzenia, czyli podwójnej kapitulacji Niemiec; pierwszy dokument Jodl podpisał w Reims jeszcze 7 maja 1945 r., jednak na żądanie Stalina ceremonię powtórzono dzień później w Berlinie (więc ramach dezinformacji datę zakończenia „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej” Rosja nadal obchodzi 9 maja…);
- mimo tego — kolejne kuriozum — portrety Hitlera wisiały na ścianach pomieszczeń, w których pracowali urzędnicy Dönitza aż do 14 maja 1945 r., bo prezydent Rzeszy był zdania, że kapitulacja oznacza kres walki, ale nie trwania narodowo-socjalistycznej wspólnoty i państwa; jeszcze 18 maja Dönitz miał oponować przeciwko zdejmowaniu flag ze swastyką — taka zabawa w ciuciubabkę trwała do 23 maja, kiedy to cała ta zgraja została po prostu aresztowana (sam Dönitz trafił do Norymbergi, gdzie wymierzono mu 10-letni wyrok).
I to by było na tyle, na razie — więc tę książkę naprawdę zdecydowanie polecam innym P.T. Czytelnikom niniejszego Czasopisma oraz książek zainteresowanych tą tematyką.
(Volker Ullrich, „Osiem dni maja. Ostateczny upadek III Rzeszy”, (’Acht Tage im Mai: Die letzte Woche des Dritten Reiches’), tłum. Artur Kożuch, Wydawnictwo HI:STORY (Wydawnictwo Otwarte), na papierze 384 str.; fot. Olgierd Rudak, CC BY-SA 4.0)