Znając oczywiście teorię, że wina białe pija się do ryby i miąs białych — hołduję zasadzie nieco innej: wina czerwone pija się codziennie (prozdrowotnie), a wina białe — jak kto chce. W moim przypadku oznacza to, że po białe wytrawne wino sięgam nieczęsto, raczej nieufnie, wręcz niechętnie; skoro jednak najgorszą przywarą są najcięższe przyzwyczajenia (wszakże życie to nie katorga) — niekiedy trzeba przełamać każdy rytm.
Tym razem dobrym przełamaniem schematu wydaje się wino Templářské sklepy Chardonnay 2015.
Czujecie ten psychodeliczny klimat: z uporem maniaka przelewam na klawiaturę wrażenia po konsumpcji wina, którego właściwie polski konsument nie ma szans poznać, chyba że wybierze się do naszych południowych sąsiadów. Nasze sieci handlowe (idąc z duchem czasu powinienem pewnie napisać „niemieckie sieci handlowe”) zamawiają lepsze lub gorsze — zawsze dalsze geograficznie — trunki, kompletnie pomijając ciekawe i wcale nie takie drogie wina z Czeskiej Republiki.
Wracając ad rem: Templářské sklepy Chardonnay rocznik 2015 to kolejne hipermarketowe, morawskie białe wino wytrawne. W smaku przyjemnie cytrusowe, bez tego nieprzyjemnego cukrowego posmaku, którym raczą nas tańsze wyroby powszechnie dostępne w polskich sklepach, bardzo relaksacyjne, do sączenia na luzie. Cóż, wina białe kojarzą mi się wiosennym ocieplaniem klimatu; zatem skoro ciepło już było, a kwiecień-plecień, ale u nich květen dopiero nadchodzi — to wino pasuje jak ulał.
Wino hipermarketowe, zatem — nie bójmy się tego powiedzieć — tanie: tę butelkę Templariuszy zakupiłem za 99 koron czeskich. Po co przepłacać za coś, co i tak po kilku kwadransach kończy tam, gdzie nawet cesarz (na przykład Karol IV Luksemburski) chadzał piechotą?
Więc nawet jeśli korona idzie w górę, czapki z głów!
PS jakby co to Wesołych Świąt!