A teraz coś z nieco innej beczki: czy gość w dom może ponosić odpowiedzialność wykroczeniową za to, że jałówka i prosię poszły w szkodę? No i lepsze nawet — czy odmowa okazania dokumentu tożsamości policji może się skończyć zarzutami, nawet jeśli wykroczenia, w sprawie którego policjanci podejmowali interwencję, nie było? (nieprawomocny wyrok Sądu Rejonowego w Chełmnie z 30 kwietnia 2018 r., sygn. akt II W 311/17).

Kobieta została obwiniona o niezachowanie zwykłych środków ostrożności przy trzymaniu dwóch świń i dwóch jałówek (art. 77 kw), przez co wbiegły one na jezdnię — oraz o to, że odmówiła policjantom okazania dowodu osobistego (art. 65 par. 2 kw).
art. 65 par. 2 kw
Tej samej karze [grzywny] podlega, kto wbrew obowiązkowi nie udziela właściwemu organowi państwowemu lub instytucji, upoważnionej z mocy ustawy do legitymowania, wiadomości lub dokumentów co do okoliczności wymienionych w § 1.
Sprawa zaczęła się od rutynowego patrolu stróżów prawa: przejeżdżający obok pewnego gospodarstwa rolnego policjanci zauważyli biegające obok drogi publicznej krowy i świnie. Radiowóz się zatrzymał, jeden z funkcjonariuszy wysiadł i zaczął zaganiać gadzinę w kierunku obejścia; na to wszystko pojawiła się kobieta, która powiedziała, że zwierzęta należą do jej syna — ale mimo żądania nie wylegitymowała się, lecz poszła do domu i zamknęła drzwi, „informując funkcjonariuszy, że mają dać jej spokój”.
Linia obrony obwinionej była prosta: zwierzęta nie należą do niej, lecz do jej syna, ona była tylko gościem u syna, a widząc o się dzieje, poszła tylko zgonić je z drogi. Z policjantami nie chciała rozmawiać („nie byłam zainteresowana obecnością funkcjonariuszy Policji i nie chciałam z nimi rozmawiać, oni coś do mnie mówili”), zwłaszcza, że jest osobą niedosłyszącą, a dzieliło ich od siebie 150 metrów.
Sąd uniewinnił obwinioną od zarzutu niedopilnowania zwierząt: odpowiedzialność za wykroczenie z art. 77 kw ponosić może wyłącznie osoba, która „trzymając” zwierzę nie dopełnia obowiązków w zakresie zachowania środków ostrożności. Skoro zatem właścicielem krów i świń był jej syn, to matka, która przyjechała w odwiedziny, nie może być odpowiedzialna za ewentualnie nieupilnowanie inwentarza.
Oznacza to, że sądowi nie pozostało nic innego jak uniewinnić rzekomą sprawczynię od zarzutów.
Jednakże nie oznacza to, że kobieta nie jest winna drugiego z wykroczeń: skoro rozmawiała z policjantami, to na pewno stała bliżej niż owe 150 metrów i na pewno ich słyszała, zatem miała ustawowy obowiązek okazać dokument tożsamości (art. 15 ust. 1 ustawy o policji). Odmawiając udzielenia informacji co do swojej tożsamości i nie wylegitymowawszy się, kobieta popełniła wykroczenie określone w art. 65 par. 2 kw. W ocenie sądu kobieta miała świadomość obowiązku wylegitymowania się, jednak świadomie i celowo odmówiła okazania dokumentów — zaś opowieść o słabym słuchu okazała się o tyle nieprawdziwa, że już podczas rozprawy sąd nie zauważył żadnych objawów, ponieważ nie było żadnych problemów z komunikacją obwinionej z sądem i świadkami.
Uznając obwinioną winną zarzucanego czynu sąd wymierzył jej karę 50 złotych grzywny… a ja, szczerze mówiąc, mam więcej wątpliwości, niżby mogło się wydawać.
Oczywiście zgadzam się z tym, że osoba, która jest tylko gościem w gospodarstwie — nawet jeśli to matka gospodarza — nie ponosi odpowiedzialności za „trzymanie” zwierzęcia, nawet jeśli akurat jej przyszło gonić zbiegłe stworzenia. Podobnie jak nie chciałbym dostać mandatu za przygodnie spotkanego psa, którego akurat holuję do właściciela (takie rzeczy się zdarzają).
Druga sprawa to ta nieszczęsna kara za odmowę okazania dowodu osobistego (pomijając nieszczęsny opis czynu: „nie udzieliła policjantom upoważnionym na mocy ustawy do legitymowania dokumentu stwierdzającego jej tożsamość w postaci dowodu osobistego” — akurat nie ma obowiązku noszenia przy sobie dowodu osobistego, więc mam nadzieję, że poszło nie tyle o jego brak, ile o odmowę podania imienia i nazwiska).
Gorzej, że mamy tutaj idiotyczną sytuację, której naprawdę nie lubię — policjanci podejmuję interwencję w sprawie wykroczenia, rzekomy sprawca zdaje sobie sprawę z absurdalności pretensji mundurowych, więc staje im okoniem (dam dokument, to wlepią mandat za coś, czego nie zrobiłem) — zatem funkcjonariusze dolepiają zarzut odmowy okazania dokumentu tożsamości przy interwencji, która w ogóle nie powinna mieć miejsca…
No ale cóż, to wszystko pewnie dlatego, że mamy teoretyczne państwo i prawo, pełne formułek i formalizmów; stąd też co z tego, że przepisy pozwalają policji na legitymowanie osób w celu ustalenia ich tożsamości (art. 15 ust. 1 pkt 1 ustawy o policji) — ale jednak w celu „rozpoznawania, zapobiegania i wykrywania” wykroczeń (art. 14 ust. 1 pkt 1 ustawy) — co by oznaczało, że skoro nie było wykroczenia pierwotnego, to nie było obowiązku podania tożsamości — nie było przeto także wykroczenia wtórnego…
Wyrok jest nieprawomocny (także w części dotyczącej uniewinnienia), nie wiem czy będzie apelacja — ale gdyby była, byłoby miło, żeby sąd się pogłowił nad tym czy bezzasadna interwencja policji — może i formalnie prawidłowa, ale bezzasadna — może być przyczynkiem do ukarania z art. 65 par. 2 kw.