Na początku był Zorki-5. Później już same lustrzanki: Zenit ET i 12XP, Praktica BX20 (nie polecam), Pentax K1000 (świetny sprzęt, do dziś mam wielki sentyment do tego jakże prościutkiego aparatu) i jakiś Chinon (bodajże CM5? nie pamiętam…); następnie Nikon FE2 (fenomenalny aparat) oraz Nikon FM. Później przyszedł czas „cyfranek” — Olympus E-500 dość prędko zastąpiony wypaśnym Pentaksem K10D…
…tego było już zdecydowanie za dużo — 7 lat temu podjąłem jedynie słuszną decyzję: pozbyłem się wszystkiego co miałem, kupiłem aparat Panasonic Lumix GF1 z obiektywem 20/1,7 mm — i chyba na dobre „wsiąkłem” w system Micro 4/3.
System Micro 4/3 to: sprzęt nieduży, nieskomplikowany, nieciężki, poręczny — najczęściej używany przeze mnie zestaw na luzie mieści się w kieszeni polarka, zaś całość (korpus + 5 obiektywów stałoogniskowych, jak na ilustracji poniżej) waży poniżej 1,5 kg.
(Czas na akapit dla sprzęto-maniaków): opisywany zestaw składa się z aparatu Panasonic GF1 oraz trzech obiektywów Panasonic (14 mm f/2,5; 20 mm f/1,7 oraz makro 45 mm f/2,8), a także dwóch obiektywów Olympus (9 mm f/8 rybie oko oraz 45 mm f/1,8 — to najnowszy nabytek). Do tego jeszcze jednen GF1 (z naklejoną na korpusie literką „M” — jak Małżonka) i jeszcze jeden obiektyw 20 mm plus troszeczkę szpeju (osłony przeciwsłoneczne, mini-statyw Joby, torebki Crumpler, etc. etc.).
Takie podejście do pstrykania wymagało pewnego przewartościowania: precz odeszły artystowskie ambicje — obecnie wychodzę z założenia, że jako taka fotografia nie ma sensu, jeśli nie opowiada zrozumiałej (przeżytej) historii. Wypieszczonych obrazków cieszących oko jest już tak wiele, że wychodzą mi bokiem — zwłaszcza, że dobrze wiem, że żadne zdjęcie nie odda naturalnego piękna żadnego krajobrazu, a zabawa suwaczkami (nie mówiąc o HDR, brrr…) to najzwyklejsze przekłamanie rzeczywistości.
(Co wcale nie oznacza, że aparatem Micro 4/3 nie można zrobić świetnych zdjęć — można, oczywiście, że można, bo przecież aparat to tylko narzędzie, a człowiek, który wie jak jego użyć, będzie czynił cuda…)
Drugie założenie: sprzęt fotograficzny musi być na tyle przyjazny tragarzowi, by pakując plecak na kolejny wypad w góry nie zastanawiać się — czy wrzucić aparat i może dodatkowy obiektyw, a może raczej kurtkę, bo chyba będzie padało? Biorąc na wycieczkę mój aparacik razem z 2-3 obiektywami — żadnych zoomów (tej zasady też trzymam się dość mocno) — mam pewność, że garba nie dostanę i nie będę w połowie drogi szukał skrótów, byle prędzej wrzucić tobołki do bagażnika i pozbyć się kilogramów z pleców
A uwierzcie mi, że wiem co mówię — wszakże młodziakiem będąc zaliczyłem takie epizody jak dźwiganie przez Alpy dwóch lustrzanek oraz zestawu obejmującego m.in. obiektyw 500 mm (bo przecież spotkam koziorożce) — plus 20 rolek filmu, namiot, palnik, menażki, zapas żywności na kilka dni, etc. etc.
Sceptycy powiedzą, że system Micro Four Thirds nigdy nie zapewni takiej jakości obrazu jak przeciętna lustrzanka APS, nie mówiąc o „pełnoklatkowej” (cokolwiek dziś to słowo znaczy) cyfrówce. I owszem, ja się z nimi zgodzę — system Micro 4/3 z racji stosunkowo niewielkiego obrazka (czym jest 17×13 mm przy matrycy 36×24!) nie ma szans przenieść takiego samego zestawu danych, na czym cierpią szczegóły i detale.
No ale właśnie: nawet drukując na formacie 15×10 cm (co zdarza mi się… hmmm przeraźliwie rzadko) różnicy praktycznie nie widać, zaś owe szczegóły najchętniej wyłażą, a jakże, przy oglądaniu na monitorze w 100% powiększeniu. Mnie to akurat ani nie rajcuje, ani do niczego nie jest potrzebne.
Kluczowa sprawa — ja zdjęcie zrobić mogę, ale nie muszę — natomiast mimo braku spinki zawsze chętnie zarejestruję jakieś ciekawe zdarzenie z naszego życia, zawsze bardziej wypoczęty i zadowolony.
Czy Panasonic GF1 (podkreślam: kupiony w 2010 r.) jest aparatem idealnym? Oj nie, szczególnie wkurzający jest brak (choćby elektronicznego) wizjera (bardzo bolesne w mocnym słońcu) oraz autofokus nadający się właściwie tylko do fotografowania nieruchomych obiektów. Mam też wrażenie, że z czasem pogorszyła się praca matrycy, zwłaszcza czerwienie potrafią się fatalnie przepalić, i to niezależnie czy cykam w jotpegach czy w formacie RAW.
Jednak na razie działa, a dopóki działać będzie — chociaż czasem się łamię — będę go używać (w zanadrzu wszakże mamy drugi taki sam, nieco mniej sfatygowany — żoniny…).
Niezależnie od wszystkich minusów w mojej opinii bezlusterkowce systemu Micro 4/3 to najlepszy sprzęt dla okazjonalnego pstrykacza ze sporadycznymi wzlotami ambicji — poręczny, wygodny nieabsorbujący. Doskonały na górskie łazęgi, wyśmienity jeśli chcecie wziąć w podróż niezły aparat ale nie płacić za nadbagaż (lub dostać skoliozy).
I tego zamierzam się trzymać :-)