Bezpretensjonalny, zabawny, zaskakujący, inteligentny, autoironiczny… Czy musiałem pójść do kina pięć razy, żeby zobaczyć takie rzeczy na ekranie? Otóż całkowicie nie, bo wystarczało wybrać się na film „Na noże”, żeby mieć to wszystko, a nawet więcej.
Zaczynając od początku: w pewnym starym domu samobójstwo popełnia Harlan Thrombey zamożny nestor rodziny (Christopher Plumer) — wszyscy wydają się akceptować ten dziwny fakt, oprócz pewnego prywatnego detektywa imieniem Benoit Blanc (w tej roli Craig, Daniel Craig), którego wynajął tajemniczy osobnik, by ustalił jaka jest prawda. Coś Wam to przypomina? Oprócz ponownego spotkania na planie Plumera i Craiga (ile to lat po „Dziewczynie z tatuażem”?), przypomina to najlepszy klasyczny schemat kryminału spod pióra Agaty Christie (z tym, że nikt Craiga nie zmusił do wyhodowania taaakich wąsów). Dołóżmy do tego sporą dozę humoru, naprawdę doskonałą obsadę, zaskakujące zwroty akcji, troszkę obserwacji socjologicznych, świetny pomysł na ruszenie z posad bryły świata zastanego kryminału (do tego przydała się szczypta autotematycznej ironii) — recepta na murowany sukces gotowa!
Idąc do kina na „Na noże” zapewniam, że nie tylko nie otworzy się Wam nóż w kieszeni, ale czeka Was mnóstwo świetnej — prostej jeśli chodzi o formę, ale bogatej w pomysł — zabawy.
U mnie mocne 8,5/10 — duży plus za świeże podejście do klasyki, obsadę (chociaż jak widzę Jamie Lee Curtis od razu rozglądam się za Kevinem Kline — myślę, że dałby radę), a nawet za scenografię, która w filmie świetnie robiła trzeci plan.