Lubicie sobie czasem poteoretyzować i pospierać się z tej okazji? Ja też… popatrzmy więc na takie Góry Bialskie, które część badaczy zalicza do Gór Złotych (Czesi w ogóle nie mają tego problemu — u nich są to po prostu Rychlebské hory), ale przecież tak niewiele dzieli je (fizjograficznie, geograficznie) od Masywu Śnieżnika, że śmiało można myśleć o nich jako o całości. No ale być może to jest tak, że jeśli Sudety mają zasłużyć na miano łańcucha górskiego, to przecież musi na nie składać się określona liczba pasm…
…ale można też po prostu ruszyć cztery litery i naocznie sprawdzić jak sprawy się mają.



Naszą wędrówkę zaczęliśmy w przeuroczych Bielicach, skąd — początkowo drogą wzdłuż Białej Lądeckiej, a później szlakiem Kurierów Solidarności (który na tym odcinku jest po prostu błotną rynną zrujnowaną przez drwali), i tak aż na graniczną Iwinkę (Jivinę), skąd już tylko rzut beretem na Rudawiec (Czesi zwą go Polská hora, całkiem adekwatnie do sytuacji w Polsce).
Rudawiec okazał się dość popularnym celem wycieczek (strzelam, że lekką tłumność zawdzięcza głównie koronie gór Polski — większość ekip zawraca odbiwszy się od słupka z tabliczką; zabawne, że jakkolwiek liczyć Rudawiec nie jest najwyższym wierzchołkiem Gór Bialskich lub Złotych), ale naprawdę warto się nań wdrapać — głównie jednak ze względu na rewelacyjne widoki rozpościerające się kilkanaście metrów pod wierzchołkiem (taki Śnieżnik wart jest wszy).



Posiedziawszy, odsapnąwszy i popodziwiawszy widoki podreptaliśmy dalej, cały czas ścieżką wiodącą wzdłuż granicy, przez Rude Krzyże, aż do odbicia na szlak czerwony (zdecydowanie mniej fascynujący) prowadzący ku Chacie Paprsek. Noclegów nie ma, sala jadalna zamknięta — całkiem niezła kolejka wije się przed drzwiami (rzecz miała miejsce dzień przed ustanowieniem kolejnych obostrzeń, więc ludziska korzystali) — ale gastronomia działa, więc skusiliśmy się na naprawdę fajne borůvkové knedlíky (tylko 45 korun za całkiem solidnego pampucha). No i znów widoki (nieco przesłonięte koronami świerków), bo przecież stamtąd już tylko dolina dzieli nas od Hrubego Jeseníka.
Pojadłszy, posiedziawszy… (siedzenie i gapienie jako sens górskich wypadów zostało mi jeszcze z wyjazdów w Alpy) przekonaliśmy się, że czas leci nieubłaganie, zwłaszcza po przestawianiu zegarków, co w naszym przypadku oznaczało pewne skrócenie tematu i powrót do Bielic najkrótszą drogą (która okazała się nie mniej malownicza niż poprzednie).



Dla chętnych do ruszenia na ślad przez Góry Bialskie odnośnik do serwisu Mapy.cz: Bielice — Iwinka — Rudawiec (1106 m n.p.m.) — Rude Krzyże — nad Aloisovým pramenem — Paprsek (całkiem niezłe borůvkové knedlíky za 45 korun) — Bielice. Cała traska zajęła nam (z posiedzeniami) 7 godzin z niewielkim haczykiem.