Vinařství Velké Bílovice Müller Thurgau — jak Robinson Crusoe…

Krótko i na temat, bo zapasy topnieją, a nadziei za grosz nie widać: przyszła wiosna, tutejsze łamy powinien przyozdobić kolejny tekst z cyklu „bo květen po czesku znaczy maj” — tymczasem czuję się jak ten Robinson Crusoe, który wylądował na bezwinnej wyspie i zastanawia się jak przetrwać kolejny dzień… Zapasy topnieją w oczach, znikąd pociechy ni nadziei — „paszporty covidowe”, największy socjotechniczny eksperyment stulecia, mogą okazać się przekrętem stulecia — a przecież człowiek nie wielbłąd, pić musi…

W takich momentach zadumy sięgam po jeszcze jedną butelkę pochodzącą z zapasów poczynionych podczas przedpandemicznych peregrynacji. Tym razem padło na Vinařství Velké Bílovice Müller Thurgau moravské zemské víno (kolekce 1946) — wino białe, ponieważ takie kojarzy mi się z wiosną — wino wytrawne, ponieważ takie smakuje mi najbardziej. Zabawne (a może znamienne?): odmiana, która dotąd pasowała mi średnio-na-jeża, tym razem kojarzyła się z niebiańską ambrozją — delikatne, lekko cytrusowe w posmaku, bardzo orzeźwiające… Czy tak właśnie smakuje owoc zakazany — i czy o to właśnie chodziło Adamowi, kiedy skusił się przyjąć drobny upominek od Ewy?

Nie wiem jak długo to jeszcze potrwa (dość często przeglądam stronę mvcr.cz, co wcale nie poprawia nastroju; do barku staram się nie zaglądać, obawiając się, że wkrótce ujrzę dno), nie wiem jak długo wytrwam… a przecież nie od dziś wiadomo, że na frasunek najlepszy jest trunek (tylko skąd go brać, sakra!)

subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
0
komentarze są tam :-)x