A teraz to, co tygrysy lubią najbardziej, czyli odkrywanie oczywistego — na przykład informacji, że tak jak Czechy słyną ze świetnego piwa, to Morawy zdecydowanie stoją winem. Na przykładzie kolejnego czerwonego wina morawskiego — Vino Cibulka merlot 2019.
Zaczynając od początku: Vino Cibulka to rodzinna winnica (rodinné bio vinařství) należąca do spółki Portz Insel s.r.o.; gospodarują na 16 hektarach, co jak na tamtejsze warunki oznacza maciupeńkie przedsięwzięcie (dla porównania: Zámecké vinařství Bzenec uprawia winorośl na 540 hektarach, a podkrakowska Winnica Srebrna Góra może się pochwalić 26 hektarami). Mały ale jary: familia Cibulków prowadzi hotel, ale też sprzedaje przez własny sklep internetowy (a więc jest i regulamin, włącznie z opisanym prawem odstąpienia od umowy, jak też odpowiednie klauzule RODO — Unia to Unia). Sprzedają też przez zwykłe spożywczaki, bo tam przecież nabyłem butelczynę owego merlota ostatnim razem peregrynując (dla jasności: był to Kaufland, a kosztowała mnie 99 korun w promocji).
Jak smakuje to wino? Tu też nie ma wielkiego odkrycia: to solidny przedstawiciel tego, czego można oczekiwać po czerwonym wytrawnym trunku — jest konkretnie, acz nieprzesadnie, więc świetnie nadaje się jako wino rekreacyjne (hłeh, nie od dziś podziwiam recenzentów, którzy odkrywają to czy tamto — dla mnie wino zwykle po prostu jest smaczne, a więc mi smakuje, lub jest podłe, bo zasłodzone albo zakwaszone…). W sumie bardzo fajne, chyba bardziej przyjazne niewyrobionemu podniebieniu (w porównaniu do jakiejś frankovki) — zdecydowanie polecam, bo i sam chętnie jeszcze kiedyś sięgnę (jak tylko znów się wyrwiemy na jakąś eskapadę).
(Vino Cibulka merlot 2019, fot. Olgierd Rudak, CC-BY 2.0)