A skoro właśnie mija rok odkąd na tutejszych łamach zagościł Mr. Jack Daniel’s, to dziś jest dobry moment na coś z nieco innej beczki — czyli kilka akapitów o tym z jaką muzyką kojarzy mi się Jim Beam Kentucky Straight Bourbon whiskey?
Zaczynając krótkiego wprowadzenia: zgodnie z federalnym prawem (ściśle: rezolucją Kongresu, wspomożoną „podtrzymującą” rezolucją Senatu z 2014 r.) sprzed sześciu dekad nazwa ’bourbon whisky’ (sic!) została zastrzeżona dla napoju alkoholowego destylowanego w Stanach Zjednoczonych. Ponadto prawo wymaga, by bourbon był wyrabiany w przynajmniej 51% z kukurydzy; miano ’Straight Bourbon Whisky’ zyskać mogą tylko te wyroby, które w odpowiedniej beczce leżakowały przez co najmniej dwa lata (Title 27 of the Code of Federal Regulations § 5.143 Whisky)
(Wcale nie na marginesie dodam, że taką ochronę dziedzictwa sensorycznego to ja rozumiem.)
A skoro to Ameryka, to muzyka musi być odpowiednio amerykańska: luźnawo-ostrawa, gitarowa, bez szaleństw, ale też bez popierdółek. Doskonale w tej roli wypada John Garcia, który lata temu występował z Brantem Bjorkiem w zespole Kyuss, później zaliczył jeszcze kilka stoner-rockowych kapel, a jeszcze później… ponoć poszedł na weterynarza ;-)
Jim Beam Kentucky Straight Bourbon whiskey jako kwintesencja amerykańskiego smaku? To jeszcze jedno przedsiębiorstwo założone przez potomków emigrantów z Niemiec (rodzina Böhm zmieniła nazwisko na Beam; mówiąc „jeszcze jedno” mam na myśli np. krawca urodzonego jako Oskar Löb Strauß; dla odmiany „Rodeo Ben” pochodził z Łodzi) startowało jako Old Tub. Odniesienie do osoby Jamesa Beauregard Beam’a pojawiło się w nazwie dopiero podczas II wojny światowej (to do jego osoby odnosi się zdanie ’None Genuine Without My Signature’ na etykiecie; z boku jest też informacja, że za produktem stoi ’seven generation of the Beam Family’); James B. Beam Distilling Company jeszcze za Busha seniora zmieniło nazwę na Jim Beam Brands Company, aby po kolejnych przetasowaniach właścicielskich prowadzić działalność pod marką Jim Beam Brands Worldwide, Inc. (wkrótce zmienioną na Beam Global Spirits & Wine, Inc.) — i trafić na giełdę jako Beam Inc. (to wszystko zajęło niewiele więcej niż pół dekady)… Natomiast dziesięć lat temu ten producent bourbon whisky został kupiony przez japoński koncern Suntory (nie znam niczego z listy jego wyrobów), a po połączeniu pracować pod nazwą Beam Suntory, zaś w maju 2024 r. przeszedł kolejny rebranding: odtąd mówimy o koncernie Suntory Global Spirits (ciekawe jak długo jeszcze?).
(Ten przydługi i niepotrzebny wykład ma na celu wykazanie, że nie tylko chorwackie i czeskie piwo może mieć teoretyczny problem z tożsamością — teoretyczny, ponieważ ten bourbon jest nadal wytwarzany w państewku o nazwie Kentucky.)
Wracając na chwilę ad rem: „biały” Jim Beam (tj. z białą etykietką) to klasyk gatunku — kukurydza nadaje mu wyraźnie słodkawy posmak, przełamując to, co tygrysy najbardziej lubią w „rudej na myszach” i na pewno czyni ten napitek bardziej przyswajalnym dla osób, których odrzuca pewna surowość smaku „Jasia Wędrowniczka”. Bez szaleństw, bez zachwytów, po prostu zwykły amerykański przeciętniak — niedrogi, lecz solidny i konkretny (można powiedzieć, że zupełnie jak dżinsy Levi’s 501 czy Leatherman Sidekick, które są dokładnie tym, czym powinny być).
Zaś na pytanie jak należy pić takiego bourbona jak Jim Beam? odpowiadam — #jajakoliberał — w jedynie słuszny sposób: jak kto lubi. Ja go lubię w sosie własnym, ale jeśli komuś pasuje on the rocks lub nawet z jakimś słodzonym napojem — jego sprawa.
(Jim Beam Kentucky Straight Bourbon — mimo tego całego legalese, na etykiecie mamy też informację, iż trunek został ’distilled by James B. Beam Distilling Co.’, fot. Olgierd Rudak, CC BY-SA 4.0)