Jakiś czas temu poświęciłem kilka akapitów mojego małego przeglądu orzecznictwa sporowi dwóch pracownic pewnego przedszkola, który znalazł finał na sali sądowej — a przedmiotem oceny była odpowiedzialność za naruszenie dóbr osobistych świadka, który zeznając przed Wysokim Sądem ma mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę (por. O niepublicznych przeprosinach za niepubliczne naruszenie dóbr osobistych). Tym razem czas na parę zdań o wyroku, w którym zajęto się problemem: co zrobić kiedy świadek kłamie przed sądem i jak ma się to do ewentualnego naruszenia dóbr osobistych innych osób? W wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 22 stycznia 2015 r. (VI ACa 232/14) znajdziemy też ciekawą tezę, w myśl której:
Świadek nie może być — co do zasady — obciążany konsekwencjami swoich zeznań, nawet jeśli spostrzeżenia jego nie znajdą potwierdzenia w faktach, będąc jedynie projekcją jego przekonań co do takiego, a nie innego stanu rzeczy. Świadek ma wszak mówić to co wie, a czasami — co sobie wyobraża, często też zmuszany jest do wyrażania własnych ocen. O ile świadek może nie znać prawdy i jego opowieść nie musi mieć pokrycia w faktach, o tyle nie wolno mu kłamać, jak też używać słów i zwrotów, które dotykać mogą inne osoby, a które są zbyteczne do opisania faktów, o które jest indagowany. Tym niemniej, nie wyklucza to możliwości używania słów dosadnych, nawet jeśli są obraźliwe, o ile świadek relacjonuje się cudze wypowiedzi albo używa zwrotów powszechnie stosowanych na określenie zjawisk, które opisuje.
Stan faktyczny w sprawie był dość prosty: powód wystąpił do sądu z żądaniem zobowiązania pozwanej do zamieszczenia w prasie przeprosin za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji o jego życiu prywatnym i zasądzenia 120 tys. tytułem zadośćuczynienia. Swoje roszczenia uzasadniał tym, że pozwana występując w kilku sprawach jako świadek złożyła fałszywe zeznania, nazywając go pedofilem i zboczeńcem oraz twierdząc, że występował w filmach pornograficznych. Miało mieć to na celu wyłącznie zniszczenie jego opinii, a to znów ze względu na zamiar wyrzucenia powoda z domu, którego pozwana stała się właścicielką. Poza tym pozwana miała się mścić za to, że kilkanaście lat wcześniej została skazana za włamanie do jego mieszkania i spowodowanie katastrofy budowlanej. Pozwana oczywiście ripostowała, że powództwo to tylko zemsta za eksmisję powoda.
W toku postępowania ustalono, że na początku lat 80-tych kobieta kupiła dom, w którym zamieszkiwał powód z bratem, a po kilkunastu latach udało się jej uzyskać eksmisję. Podczas eksmisji znalazła dużo kaset wideo z pornografią dziecięcą. O swoim odkryciu pozwana powiadomiła policję, jednak liczne postępowania, w którym pozwana była świadkiem — a zeznając nazywała powoda zboczeńcem i pedofilem — zostały umorzone. Te właśnie słowa były powodem wytoczenia powództwa o ochronę dóbr osobistych.
W pierwszej instancji pozew został oddalony. Sąd stwierdził, że oczywiście nazywanie kogoś pedofilem i zboczeńcem narusza jego dobra osobiste, albowiem ma zabarwienie pejoratywne, jednak działanie powódki nie było bezprawne. Naruszenie to było usprawiedliwione, jednak pod warunkiem prawdziwości negatywnych opinii na temat opisywanej osoby — oraz równoczesnej konieczności obrony dobra o wyższej wartości. Pozwana powiadomiła organy ścigania o odkrytej pornografii dziecięcej, a w prowadzonych postępowaniach zeznawała jako świadek — wypełniała w tym zakresie swój ustawowy obowiązek. Powtarzalność zeznań była natomiast następstwem wielości pozwów, które były składane przez oskarżanego o pedofilię mężczyznę. Owszem, na dzień wyrokowania w sprawie nie było prawomocnego wyroku skazującego powoda za posiadanie filmów z pornografią dziecięcą, jednak głównie dlatego, że zgromadzone materiały nie pozwalały na ustalenie czasu popełnienia przestępstwa — a więc na ocenę czy czyn nie uległ przedawnieniu.
Powód apelował, jednak niekorzystne dlań rozstrzygnięcie utrzymało się i w II instancji. Zdaniem sądu naruszenie dóbr osobistych powoda nie było bezprawne, albowiem zostało dokonane w ramach porządku prawnego. Do takiego działania zaliczyć należy m.in.: wykonywanie prawa podmiotowego, obronę interesu zasługującego na ochronę i zgodę uprawnionego. Natomiast w sprawie będącej przedmiotem sporu bezprawność naruszenia dóbr osobistych wyłączała właśnie ta okoliczność, że pozwana kobieta wypowiadała zarzucane jej słowa jako świadek w sądzie, natomiast składanie zeznań przez świadka nie może powodować odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych.
Nie zmienia przy tym sytuacji nawet jeśli podawane przez świadka fakty nie są obiektywnie prawdziwe, a także jeśli świadek nie jest w stanie przedstawić dowodów na prawdziwość zeznań. Nie oznacza to jednak bezgranicznej nieodpowiedzialności świadka — świadkowi nie wolno bowiem kłamać, a także używać słów, które mogą dotykać inne osoby, co jednak nie wyklucza używania słów dosadnych, nawet jeśli będą one wobec innej osoby obraźliwe.
Dlatego też pozwanej nie można było przypisać bezprawnego naruszenia dóbr osobistych powoda poprzez używanie wobec niego przed sądem wyrażeń „pedofil” i „zboczeniec” — skoro przedmiotem dochodzenia były przypisywane mu tego rodzaju skłonności, a w dodatku filmy tej treści rzeczywiście zostały znalezione w mieszkaniu zajmowanym przez powoda. Pozwana na pewno nie zwracała się w ten sposób dla poniżenia powoda; co więcej: sąd podkreślił, że biorąc pod uwagę wieloletni konflikt sposób formułowania ocen przez kobietę był bardzo stonowany.
Konkluzje wynikające z uzasadnienia orzeczenia są naprawdę ciekawe i godne zapamiętania — oraz przypomnienia, zwłaszcza w tych sytuacjach, kiedy ktoś próbuje nas straszyć ryzykiem odpowiedzialności cywilnej za mówienie prawdy w zeznaniach przed sądem. Jak widać zasada jest jednak prosta: co do zasady mówiąc prawdę nie można się obawiać zarzutów naruszenia dóbr osobistych, zwłaszcza, jeśli występujemy w obronie istotnych wartości społecznych.