Czy publiczne wywlekanie sąsiedzkiego sporu może naruszać dobra osobiste osoby, z którą jesteśmy w sporze? Czy stosowanie chwytów erystycznych przy upublicznianiu takiego sporu może być działaniem bezprawnym? Sprawa zabawna, niektóre oceny sądu może i budzące wątpliwości — ale na wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 22 grudnia 2015 r. (sygn. akt I ACa 505/15) warto zwrócić uwagę.
Spór miał następujący przebieg: w telewizji pokazali reportaż poświęcony jakiemuś sporowi sąsiedzkiemu o budowę przedszkola. W reportażu sąsiad (pozwany) miał powiedzieć dwie rzeczy, które doprowadziły do procesu: po pierwsze, że nigdy nie przegrał żadnej sprawy, a po drugie, iż (to o powódce, chociaż anonimowo):
Przychodzi lato suche i proszę sobie wyobrazić sytuację, że idzie na policję, że jej wodę ukradłem z działki, że jej ślimaki pomarły.
A ponieważ pozwany (będący także radnym) już wcześniej przegrał parę spraw, zaś owa sytuacja ze ślimakami nie miała miejsca — powódka wytoczyła pozew o ochronę dóbr osobistych, żądając przeprosin oraz 30 tys. złotych zadośćuczynienia.
Sąd I instancji nakazał radnemu publikację w prasie oświadczenia zawierającego przeprosiny. Sąd ustalił, że między sąsiadami trwa konflikt związany z rozmiarami planowanego przedszkola, które ma być wybudowane na nieruchomości sąsiadującej z ziemią powódki. Były nawet wzajemne akty oskarżenia z art. 212 kk, (ale powódka została uniewinniona, to ta pierwsza sprawa, którą pozwany przegrał), zaś wójt nakazał pozwanemu odwodnienie działki (to ta druga sprawa, którą przegrał).
No ale w reportażu radny miał powiedzieć „spraw cywilnych, karnych, administracyjnych mam ponad 20, finalnie nie przegrałem żadnej sprawy” — i o tych ślimakach — tymczasem nie jest prawdą, by powódka pomawiała go o kradzież wody z jej działki (skomplikowane, nie powiem). Natomiast na identyfikację osoby powódki pozwoliła informacja, że spór dotyczy przedszkola w konkretnej miejscowości, zaś po nazwisku radnego i informacji o sporze sąsiedzkim — można było odcyfrować, o którą to sąsiadkę chodzi. Co więcej prowadząca program zwraca się do powódki po imieniu, zaś na filmie pokazali frontową część jej posesji.
Stąd też zdaniem sądu każdy mieszkaniec miejscowości jest w stanie dokładnie zinterpretować o kim mowa — czyli kto miał rzekomo zarzucać kradzież wody z posesji…
Niezależnie zatem od tego, że pozwany nie miał wpływu na program telewizyjny, to przecież musiał co najmniej przypuszczać i godzić się na to, by jego wypowiedzi były w nim opublikowane — zwłaszcza, że inicjatywa przedstawienia sporu w reportażu wyszła z jego strony. A takie upublicznienie sporu jest bezprawne, przy czym nie istniały żadne okoliczności wyłączające bezprawność działania pozwanego (działał on w interesie prywatnym, nie interesie publicznym).
Od takiego orzeczenia poszły dwie apelacje, sąd II instancji częściowo uwzględnił odwołanie powódki: otóż zdaniem sądu także nieprawdziwa informacja o rozstrzygnięciach w tych 20 sprawach naruszyła dobra osobiste powódki, zatem treść przeprosin powinna obejmować także ten wątek. Celem pozwanego było publiczne przedstawienie sąsiadki jako pieniaczki, która wszystkie sprawy przegrywa, a w dodatku jest nieracjonalną dziwaczką — czyli chodziło o ośmieszenie powódki.
Stąd też pozwany musi zapłacić 5000 złotych zadośćuczynienia (art. 448 kc) za naruszenie dobrego imienia i godności powódki („zasadniczo każde publiczne, nieprawdziwe i negatywne twierdzenie o drugiej osobie lub jej zachowaniu, w szczególności, gdy nie dotyczy osoby publicznej, narusza dobre imię tej osoby (…) było to niczym nieusprawiedliwione i podyktowane interesem prywatnym twierdzącego”) — a to dlatego, że radny zaprosił reporterów w interesie własnym, dla wzmocnienia swojej pozycji w sporze z sąsiadką.
Skoro zatem tak, to przeprosiny muszą obejmować oba elementy wypowiedzi pozwanego, czyli prawomocnie nakazano coś takiego:
M.O. przeprasza U.R. za błędną informację przekazaną w programie Telewizji (…). W programie wyemitowanym w dniu 27 marca 2013 r., który jest także umieszczony na stronie internetowej (…) fałszywie stwierdziłem, iż „spraw cywilnych, karnych, administracyjnych mam ponad 20. Finalnie nie przegrałem żadnej sprawy”. W rzeczywistości przegrałem sprawy między innymi w Sądzie Okręgowym w Warszawie X Wydział Karny Odwoławczy w dniu 9 grudnia 2001 r. oraz przed Sądem Najwyższym w dniu 6 marca 2013 r. Sprawy te wygrała U.R. Ponadto w programie tym naruszyłem dobre imię U.R. nieprawdziwie stwierdzając, iż „przychodzi lato suche i proszę sobie wyobrazić sytuację, że idzie na Policję, że jej wodę ukradłem z działki, że jej ślimaki pomarły.” W rzeczywistości taka sytuacja nie miała miejsca.
Q.E.D.