Po niedawnym teście niedrogiego japońskiego zegarka dostałem aż dwa listele (na które pewnie nie zwróciłbym większej uwagi, gdyby nie komentarz pod recenzją pióra Visconti): zegarek powinien kosztować jedną pensję, przeto facet (zwłaszcza prawnik) przyznający się do noszenia tanich diverów (por. test Seiko SKX781):
- pokazuje, że go nie stać na nic więcej, lub
- pokazuje, że może go nawet stać, ale nie szanuje swoich partnerów w biznesie.

Nie traktowałem się dotąd jako arbitra elegancji — cała ta moja pisanina to raczej próba realizacji niespełnionych dziennikarskich aspiracji — niemniej wezwany aż trzykrotnie do tablicy muszę chyba trochę powyjaśniać (no tak, przecież równocześnie poszła recenzja wina, które kosztowało całe 160 koron!).
Zacznę może od tego: regułę, że „zegarek powinien kosztować jedną pensję” gdzieś już kiedyś widziałem, ale już nawet nie wiem czy to jakieś zalecenia korpo-stajlu (z cyklu „za pierwszą pensję kup nowy garnitur, za drugą kup drugi garnitur — będziesz miał dwa”), czy po prostu objawy horologomanii.
Mnie się z takimi powinienesiami nawet nie chce dyskutować, ale:
- skoro zegarek prawdziwego faceta ma kosztować jedną pensję: co zrobić jeśli dostanę podwyżkę? Sprzedać stary na Allegro i kupić nowy? Czy dokupić drugi, a jeśli tak, to czy ten drugi ma być wart tyle co moja nowa pensja — czy też suma ich wartości ma odpowiadać mojemu miesięcznemu uposażeniu?
- a jak postąpić, jeśli w życiu powiedzie się nam zupełnie odwrotnie? mam zegarek za średnią krajową, raptem obniżą mi do najniższej krajowej — trzymać nieadekwatnego sikora na lepsze czasy (byle ktoś nie zakwalifikował go jako wywyższania się), czy jednak opchnąć raz-dwa, nadwyżkę przeznaczając na ważniejsze potrzeby?
- co zrobić mają osoby, które z różnych przyczyn — samozatrudnienie, fuchy — mają pieniądze z różnych źródeł? Wydać na zegarek tyle ile łącznie zarobią miesięcznie? Kupić zegarek za najwyższą pojedynczą wypłatę?
I druga sprawa, od której chyba powinienem zacząć: dychotomia tani-drogi to kwestia dość subiektywnej oceny. To co dla jednego tanie, dla innego będzie drogie. Widziałem niedawno na wystawie pięknego Seiko SRP777, kosztował bodajże tyle co cyferki w nazwie (z jedynką na przedzie). Obok efektowne zegarki Lorus, których można by kupić ze 3 za te pieniądze. Przyłóżcie jednak do tego frazę zegarek „blogerski” w popularnym serwisie internetowym — okazuje się, że szanująca się blogerka za jednego Lorusa będzie miała pięć sesji na bloga!
Reasumując: niech każdy kupuje taki sprzęt na jaki go stać (lub jaki mu pasuje). Być może byłoby mnie stać na lepszy (droższy) zegarek, ale z zegarkiem chyba jest tak jak z samochodem — który dla jednego jest istotnym wyznacznikiem statusu, a dla drugiego po prostu sposobem na ułatwienie sobie miłego spędzenia czasu (w górach, za miastem, z psem) — więc skoro uważam japońskie zegarki dla nurków za najfajniejsze, to po co się sprężać? ;-)
PS Testu tego Seiko SKX013 nie będzie — nie piszę recenzji sprzętu, którego nie używam — niemniej obiektywnie mogę rzec, że automatyczny diver w rozmiarze 39 mm to dobry wybór dla osoby o mniejszym nadgarstku (i pomyśleć, że ze 20 lat temu był to dość standardowy rozmiar męskiego zegarka).
PPS Zatem już jutro recenzja wina, za które (subiektywnie) przepłaciłem!