Zaczynając od małej dygresji: „Nie czas umierać” to (ponoć) ostatni film, w którym w postać Jamesa Bonda wcielił się (nominalnie 53-letni, ale pamiętajmy, że rzecz miała iść na ekrany wiosną ubiegłego roku) Daniel Craig. Ikoniczny Sean Connery („My name ish Bond… Jamesh Bond”) dostał tę rolę (skądinąd ponoć mimo niechęci Fleminga, który miał preferować Davida Nivena) jako 32-latek, dziewięć lat później troszkę było już widać po nim ząb czasu (gdzieś tam w tzw. międzyczasie był George Lazenby), więc po „Diamonds are Forever” zarzekał się, że już nigdy nie przywdzieje kostiumu 007; skusił się w raz jeszcze bótlegowym „Never Say Never Again” (z 1983 r.) — a przecież starszy o 3 lata Roger Moore ciągnął wózek między 46 a 58 rokiem życia… tak to się plecie na osi czasu…
Krótko i nie paląc: w tajnym laboratorium MI6 opracowano tajnego koronawirusa, który ma mieć zdolność zabijania tych co trzeba. Paskudztwem zainteresował się paskudny Lyutsifer Safin, dla którego broń ma być narzędziem zemsty, więc wykrada recepturę i porywa naukowca, który zna się na robocie; wykańcza bandziorów z organizacji SPECTRE, kolejnym celem ma być cały świat. W tym momencie na scenę wkraczają James Bond i 007 — ten pierwszy nieźle zmotywowany (ciekawe jak wielu widzów skumało dlaczego istotnym motywem muzycznym filmu jest piosenka „We Have All the Time in the World” Louisa Armstronga z „On Her Majesty’s Secret Service”?), ta druga dość zaskakująca — a serial („Nie czas umierać” jest finałem pięcioodcinkowego serialu, który rozpoczął się od „Casino Royale”) finiszuje piorunującą mieszanką końcówek z „Dr. No” i… „Pana Wołodyjowskiego”.
W sumie dużo się dzieje — momentami melodramatycznie, no ale cóż, takie czasy, jest też parę zaskakujących zaskoczeń — ale jest też klasyczna bondowska rozpierducha, w tym przy użyciu działek zamontowanych w Aston Martinie.
U mnie 7/10, natomiast w skali Bonda (gdzie 1/10 to „GoldenEye”, 5/10 to „The Man with the Golden Gun”, a 10/10 to „Goldfinger”) — 7/10; znacznie lepszy od „Quantum of Solace” i „SPECTRE„, nieco gorszy niż „Casino Royale” i „Skyfall”). Ale na pewno przejdę się na ten film co najmniej jeszcze raz, więc może noty nieco wzrosną.
Przejdę się też na następne, bo z pewnością BOND’S NOT DEAD!
(„Nie czas umierać” (’No Time To Die’); scenariusz Neal Purvis, Robert Wade, Phoebe Waller-Bridge, Cary Joji Fukunaga; reżyseria Cary Joji Fukunaga; w rolach głównych Daniel Craig i Léa Seydoux a poza tym Rai Malek, Lashana Lynch, Ana de Armas, Ralph Fiennes, Ben Wishaw, Naomie Harris, Jeffrey Wright, Christoph Waltz, David Dencik)