Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty! …dawno tak nie wyczekiwałem tej pory roku (tak, wiem, że już była i się zmyła… ale jeszcze wróci ;-) także ze względu na chęć przełożenia skrzętnie chomikowanych zapasów: czerwone do tyłu, będzie czekać na wrzesień i jesień, białe pod rękę. Ot, na przykład ta butelczyna Znovín Znojmo Sankt Clemens Rulandské bílé, którą otrzymałem w prezencie kilkanaście dni temu, na dobry początek sezonu wyjazdowego…
…sęk w tym, że psiapsiółka dobiegła wieku senioralnego, co w zestawieniu z jej „przygodami” oznacza konieczność pewnej zmiany formuły: wypady w teren oczywiście nadal będą, ale częściej na modłę, którą prywatnie nazywam „pieczeniem bakłażanów”, czyli pochodzić, posiedzieć, łapom dać odpocząć — unikać dalszych kontuzji. Taki rytm trudno utrzymać zimą, zwłaszcza taką podło-niesłoneczną, jaka była w tym roku (jak słońce ostro daje, to nawet przy -10 st. można się zagotować), toteż przyjście wiosny jest prostą koniecznością…
Wracając na chwilkę ad rem: morawskie wina, choć niedoceniane, na polskim rynku właściwie nieistniejące, są naprawdę godne uwagi; ten Sankt Clemens — właściwie to Rulandské bílé, jak usłużnie podpowiada etykietka — wyjątkiem nie jest. Półwytrawne (szepnąłbym: zaledwie…), ale jednak bardzo wciągające i relaksacyjne, lecz niegłupie w smaku (inaczej tego nie umiem określić, tj. nie potrafię nie nazwać głupim wina białego, które jedzie słodzonym kwaskiem cytrynowym… teraz właśnie mam taką butelkę madziarskiego rieslinga — produkowanego dla słowackiego przedsiębiorstwa, na rynek czeski — i w sumie niebardzo wiem, co z nim począć…
I to by było na tyle, na razie — a co będzie dalej, się zobaczy.
(Znovín Znojmo Sankt Clemens Rulandské bílé, fot. Olgierd Rudak, CC BY-SA 4.0)