Z rzeczy nietypowych, acz wartych uwagi: polecam rytmy germańsko-karaibskie, czy też karaibsko-germańskie, a to pod postacią Uwe Schmidta, znanego jako Señor Coconut. Zaskoczenie, mam nadzieję przyjemne, będzie nie mniejsze, niż po sięgnięciu po polskie białe wino półwytrawne — Winnica Silesian Cuvée 2018.
Ciekawostka: to wino powstało gdzieś na Dolnym Śląsku, a dokładnie w okolicach Świdnicy; wiem, chociaż tam nie byłem — a może nie wiedziałbym, gdyby tej butelki nie sprezentował mi swego czasu jeden z P.T. Czytelników. Swoje odstało, jednak wychodząc z założenia, że dolnośląskie warto popijać dolnośląskim, w końcu się przemogłem.
Nie wiem natomiast czy i jak bardzo musiał się przemóc Uwe Schmidt tworząc arcyodlotowy ansambl Señor Coconut (znany już z tutejszych łamów m.in. z brawurowych aranżacji utworów germańskiego zespołu Kraftwerk) i nagrywając klasyka klasyków „Smoke on the Water” w rytmie czaczy…
…nie byłbym jednak godzien miana drugiego wicemistrza dekonstrukcjonistycznej dadaistycznej dekadencji, gdybym nie zauważył, że tak jak ’Rapper’s Delight’ nie jest najstarszą rapującą piosenką, tak Señor Coconut nie był pierwszy jeśli chodzi o twórcze opracowanie tego klasycznego riffu.
Wracając jeszcze na momencik do wina Winnica Silesian Cuvée z rocznika 2018: było naprawdę bardzo smaczne, sympatycznie delikatne, bardzo wiosenne — idealnie pasowało do tej upalnej pogody, która nawiedziła nasz kraj przed kilku dniami. (Ale nie pytajcie mnie jakie dokładnie odmiany złożyły się na ten kupaż, ponieważ zapomniałem zanotować, a butelki już się pozbyłem.)
I to by było na tyle, na razie (i tak nikt tych bzdur nie czyta ;-)
(Winnica Silesian Cuvée 2018, fot. Olgierd Rudak, CC BY-SA 4.0)