Tak mnie jakoś naszło, że odkąd wiadomo, że nikt nie może być pewien swego życia, zdrowia i majątku, dopóki obraduje Sejm RP, to przecież trzeba mieć jasność, żaden rząd tyle nie obieca, ile poźniej zabierze… Więc jeśli ktoś ma krótką pamięć, to pewnie już nie pamięta, że ledwie co rząd zapowiadał półroczne vacatio legis niekorzystnych zmian prawa podatkowego, by prawie natychmiast planować zwiększenie obciążeń — już od 1 stycznia 2026 r.

Dokładnie wczoraj do parlamentu wpłynęły dwa rządowe projekty ustaw podatkowych: pierwszy z nich podwyższa podatek CIT płacony przez banki (w uzasadnieniu jest ładnie powiedziane, iż odnotowały one „znaczny wzrost zysków w związku z ożywieniem gospodarczym po pandemii, wzrostem inflacji po inwazji na Ukrainę oraz gwałtownym podwyższeniem stóp procentowych w ramach polityki pieniężnej”, por. projekt ustawy o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych i ustawy o podatku od niektórych instytucji finansowych, druk 1752), drugi likwiduje preferencje podatkowe dla fundacji rodzinnych (resort finansów ma chyba jakiegoś gotowca uzasadnienia, bo znów pada tam sformułowania o „agresywnej optymalizacji podatkowej”, która — choć zgodna z prawem, nie jest zgodna z aksjologią rządu, który chciałby ogolić wszystkich do zera, projekt ustawy o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych, druk 1753).
Ale ja nie o tym, lecz o takim detalu jak vacatio legis. W obu przypadkach projektodawcy przewidują wejście w życie znowelizowanych przepisów już 1 stycznia 2026 r., czyli za trzy miesiące licząc od dnia wniesienia projektu do laski marszałkowskiej.
Przewijając nieco do tyłu: ledwie co leitmotivem (a może „lejmotywem”?) rządu była deregulacja, w ramach której pojawił się nawet pomysł, by w przypadku zmian prawa podatkowego, które są niekorzystne dla podatników, obligatoryjne było co najmniej 6-miesięcznie vacatio legis („chyba że”, rzecz jasna). W uzasadnieniu projektu mówi się, że „system prawa powinien być przewidywalny, a podatnicy i inne podmioty prawa podatkowego”, a podatnicy nie powinni być zaskakiwani zmianami, do których nie mogą się przygotować, tedy w przypadku zwiększania obciążeń, zmniejszania uprawnień, etc., zasadą powinno być wejście w życie przepisów po upływie co najmniej sześciu miesięcy (jakby ktoś pytał: chodzi o ustawę o zmianie ustawy — Ordynacja podatkowa, druk nr 1235).
Ten sam rząd, ten sam minister finansów, a jakże różna aksjologia: po deregulacji dokręcanie śruby — i jakoś się kręci…