A więc stało się: przekraczając granice niemożliwości podbiliśmy psi rekord wysokości w górach. W tym celu trzeba było udać się w słowackie Tatry, wybrać przepiękny szlak Doliną Białej Wody — i zmordować psa podejściem do Litvorovégo stawu. Naprawdę się opłaciło, bo nagrodą była niezła przygoda i świetne widoki.

Dla objaśnienia przewodnikom, którzy pamiętają, że pies i park narodowy nie zawsze idą ze sobą w parze: w Republice Słowackiej wolno wprowadzać czworonogi dosłownie wszędzie. Będąc w tym rejonie poprzednio (przejazdem) musieliśmy zastanawiać się nad strefami ochrony przyrody — jednak bodajże od 2012 roku zmieniły się przepisy, o czym informuje nawet strona internetowa TANAP.
Nie można się zatem dziwić, że korzystając z okazji spędzania wakacji na pograniczu Podhala, Pienin i Gorców (już wkrótce garść relacji!) zdecydowaliśmy się na wyskok za naszą południową granicę.

Bielovodská Dolina to piękna, długa dolina tatrzańska biorąca początek przy samej Łysej Polanie. To niesamowite, że praktycznie tuż za strumieniem rwącej wody w kierunku Morskiego Oka toczy się strumień ludzkich istnień — a po stronie słowackiej cisza, spokój.
I tak początkowo lekko wznoszącą się ścieżką, przez szerokie łąki, a później już kamienistą ścieżką, obok Młynarza — aż pod sam Ganek, Gerlach i Litworowy Szczyt.

Oczywiście wybierając się z psem w Tatry nie ma co szaleć i przeginać: spacer doliną będzie dobry dla każdego zwierzaka, natomiast trudniejsze, kamieniste partie mogą być wyzwaniem dla psa mniej sprawnego. My mamy szczęście, bo Kuata jest niezwykle zwinna i rozważna — ale mimo to dziękuję za chwilę, w której zdecydowałem się na zakup tych wyczynowych szelek. Możliwość wygodnego przyasekurowania psa w trudniejszych miejscach oznacza dla mnie dużo mniej zbytecznego stresu.

W ten sposób dotarliśmy aż do Litworowej Doliny — do Litworowego Stawu. Kiedyś bym fuknął rozczarowany (1860 metrów? w Tatrach??!) — ale troszkę mnie pokarało, bo przecież kiedyś fukałem nawet na Tatry, a odkąd bujam się po górach z psem o Tatrach mogę tylko pomarzyć… na jawie.
Technicznie Kuata spisuje się świetnie, nad wytrzymałością będzie trzeba jeszcze nieco popracować, z dyscypliną nie jest źle (nawet płochliwość na szlaku nie doskwiera) — robi się z niej doskonała una cuata na wędrówki.

Miłe dobrego początki. Tatry Wysokie nie należą do gór najłatwiejszych; niestety nie umiem też sobie przypomnieć żadnego łatwiejszego wierzchołka, na który moglibyśmy się wdrapać (internety podpowiadają, że dalibyśmy radę na Rakuską Czubę, ale zdaje się, że tam walą wściekłe tłumy…). Operując z stóp Gorców (wieś Huba, polecam choćby ze względu na fenomenalną panoramę Jeziora Czorsztyńskiego — które dobrze wygląda tylko z daleka, bo z bliska to syf straszny — Pienin i Tatr) mamy nieco za daleko w Tatry Zachodnie — ale plany, plany na przyszły rok, muszę powiedzieć, są już konkretniejsze (i szkoda, że ja się dopiero niedawno dowiedziałem, że na Słowacji dozwolone jest już wprowadzanie psów do parków narodowych).