W kolejnym odcinku podróży korkociągiem po mapie odwiedzamy niewielką morawską mieścinkę Podivín — a to za sprawą kolejnego ciekawego wyrobu pochodzącego z tamtych stron: Víno Podivín Veltlínské zelené.
Czyli kolejne wytrawne białe, które wylądowało na naszym stole — bo chociaż lato latoś mniej gorące niźli łońskiego roku, to nadal uważam, że wino czerwone może poczekać na drugą połowę września.

Znawcy i koneserzy będą zawiedzeni: nie dość, że ta butelka Víno Podivín Veltlínské zelené została zakupiona w popularnej sieci spożywczej naszych południowych sąsiadów, to w dodatku tradycje producenta nie sięgają czasów templariuszy. To chyba nie jest takie ważne, bo raz dowiadujemy się, że spółka pod firmą Víno Podivín a.s. została założona w 1998 r., gdzie indziej podano 1997 r. — gorzej, że na etykietce nie znalazło się miejsce na rocznik wina ;-)
Co do smaku: jak mawiają obeznani z tematem Grüner Veltliner nadaje się prawie do wszystkiego, Austriacy pijają go nawet ze sznyclem (!) — ale mnie to specjalnie nie dziwi, bo mimo pewnych wad Veltlínské zelené z Podivina wydaje się produktem na tyle wszechstronnym, że może zadowolić każdego. Nie jest super-cierpkie, przede wszystkim nie cierpi na podstawową przywarę białych wytrawnych (nie smakuje „jak słodkie, które skwaśniało”) — nie jest ciężkie — może nie tak rekreacyjne jak Muškát moravský (ale też pamiętajmy, że te tamto wino z 1248 jest winem półwytrawnym).
A na koniec nuta zazdrostnika: jak to jest, że rzut beretem za granicą można w pierwszym z brzegu sklepie kupić przyzwoity lokalny wyrób, w przyswajalnej cenie, bez ceregieli? Czy to bardziej efekt tradycji — winiarskie dziedzictwo Habsburgów kontra wódka kontra cywilizacja wódki z kartofli? — czy też po prostu prawa, które ponoć tam na więcej pozwala (ale czeska wikipedia podaje, że nawet zákon o vinohradnictví a vinařství (č. 321/2004 Sb.) stwarza biurokratyczne przeszkody nowym nasadzeniom…
Więc o co właściwie w tym wszystkim chodzi?!