Tydzień temu było świetnie, ale przecież nic nie jest dane raz na zawsze. Wino Ribera del Duero Hachón Selección Especial 2014 zwróciło mą uwagę szlachetną — godną jakiegoś kastylijskiego markiza — nazwą oraz dostojną (hmm może nieco pretensjonalną i ciężkawą w formie?) etykietką…
Jednak wina nie lubimy (lub nie lubimy) za etykietę, zatem czas na pierwszy łyk.

Po odkorkowaniu butelki wrażenia nie są najlepsze: czuć alkohol; tak drażniący jak w tej nieszczęsnej Cepa Lebrel Crianza (która, mówię to z ubolewaniem, skończyła w zlewie), ale zaliczyłbym to wino do wódczanych. Nie wiem czy to kwestia procentażu (Ribera del Duero Hachón Selección Especial 2014 ma ich aż czternaście — podczas gdy te fajne morawskie winka to zwykle 11-12,5% alko), ale ta cecha sprawia, że raczej myślałbym o nim zdecydowanie w kontekście jadła niż relaksacyjnej literatury.
Na szczęście po 2-3 dniach jest znacznie lepiej. Wódczany posmak gdzieś się ulatnia, zostają jakieś śliwki, może wiśnie. Ten Hachón na pewno nie należy do win najłatwiejszych w odbiorze, natomiast pierwszy raz chyba spotykam się z tym, żeby odstawienie butelki aż tak wyraźnie ratowało sytuację (poleżenie po otwarciu często pomaga, ale chyba nigdy aż tak bardzo).
Reasumując: to czerwone wytrawne wino hiszpańskie (jest nawet piękny znak apelacji), kupione w Lidlu za 24,99 złotych, ma dwie twarze. Pierwsza z nich to smak dość ciężkiego, przywodzącego na myśl likiery, alkoholu. Otwórzcie, pozwólcie mu się natlenić, odstawcie na dłuższą chwilę — wino staje się naprawdę bardzo pijalne.
Wychodzi na to, że cierpliwość czasem popłaca, nie tylko przy parzeniu kawy ;-)
PS to ciekawe — Hachón po hiszpańsku oznacza pochodnię, jednak wino Ribera del Duero Hachón lepiej smakuje jeśli się nie spalać…