Wyobraźmy sobie, że jedynym sposobem na rozwiązanie bolączek współczesnej ludzkości — przeludnienie, zanieczyszczenie środowiska, ocieplenie klimatu — i uniknięcie wyginięcia Homo sapiens jako gatunku jest pomniejszenie człowieka… tak do około 12 centymetrów. Pomniejszony człowiek nie tylko mniej je i może zasiedlać wspaniałe kolonie, które na kilku akrach oferują istne arkadie — pomniejszony człowiek może żyć jakby raptem powiększył swój majątek.
O tym właśnie jest film „Pomniejszenie” (reż. Alexander Payne, w rolach głównych Matt Damon, Christoph Waltz oraz maleńka (sic!) Hong Chau).
Gdyby film „Pomniejszenie” trafił na listę pytań maturalnych, zapewne wśród przyporządkowanych mu słów-kluczy nie zabrakłoby utopia i satyra. Pewnie bym oblał, bo czy to raczej utopijna satyra, czy satyryczna utopia — bijcie, ale nie wiem. Wychodzi jednak na to, że nawet taki Kingsajz na bogato (a może raczej Szuflandia na bogato) nie jest taki idealny: są w nim i slumsy, i bieda, i nielegalna imigracja, zaś sam cudowny wynalazek może być wykorzystywany przez reżim do pozbywania się niewygodnych dysydentów.
Czy to oznacza, że w kinach pojawił się film tylko do myślenia, nie do oglądania? Na szczęście nie — chociaż „Pomniejszenie” nie jest dziełem wybitnym, nie brak w nim świetnych momentów (kontrabanda w postaci holowanych za łajbą kilku butelek Absoluta i… WD-40; sama łajba może dotrzeć w każdy zakątek świata dzięki DHL; etc., etc.). Do tego naprawdę świetne role Waltza oraz mikroskopijnej Hong Chau — plus niezły Matt Damon — to się naprawdę nieźle ogląda.
Film zdecydowanie polecam, bo jest niezły i niegłupi, a takich rzeczy nigdy dość.