Taka zagadka: jaki to sprzęt, bez którego nie ruszam się w góry nawet na jednodniowy wypad — chociaż raczej nie przypuszczam, bym miał go w ogóle użyć? Do wyboru macie nóż (lub scyzoryk), kompas oraz czołówkę?
Zgadliście: w góry nie idę bez czołówki (chyba że jest to naprawdę półdniowy wypad w Masyw Ślęży) — i chociaż minęły długie lata odkąd ostatni raz musiałem z niej korzystać na szlaku, zawsze mam ich w plecaku dwie sztuki.
Pierwszą moją czołówkę, radziecki badziew, kupiłem na targu, zaraz jak zacząłem bywać w Tatrach. Dwa lata później zacząłem bywać w Alpach i okazało się, że ten badziew jest tak tragiczny, że podczas kolejnego wyjazdu do Chamonix, za ileś tam franków, kupiłem francuską czołówkę Petzl Zoom (klasyk tamtych czasów, z wielkim reflektorem, zwykłą żarówką, pudełkiem na baterię 3R12 oraz grubym kablem poprowadzonym od owego pudełka do lampy). Czołówka Petzl Zoom okazała się świetną opcją pod apgrejdy (osobiście ograniczyłem się do zainwestowania w diodę świecącą montowaną w miejsce żarówki, wiem, że popularną modyfikacją było także dołożenie dłuższych kabli, co pozwalało na chowanie baterii pod kurtkę), natomiast w użytkowaniu nie była szczególnie wygodna — dość duża, ciężkawa, całkiem nieporęczna, w dodatku żarła prąd jak psiak kurze łapki.
Rewolucję w oświetleniu zapewniło oczywiście upowszechnienie się LED-ów; po latach kupiłem więc czołówkę Petzl Tikka 2 (cztery diody w szeregu, trzy tryby świecenia, mocny, słabszy i migacz, dziś używa jej moja Małżonka), aby dość prędko dołożyć do niej Tikkę XP 2.
To już jest zdecydowanie inna bajka: na pokładzie jedna mocna dioda (o podobnych trybach pracy jak powyższy model) oraz słabsza, emitująca światło czerwone (przydaje się np. do obsługi w ciemnościach mapy lub jako światło ostrzegawcze czy pozycyjne, potrafi mrugać), dyfuzor pozwalający zmienić strumień światła („szperacz” albo szeroki placek), wodoszczelność na poziomie IPX4 (nie szkodzi jej mżawka), zasilana trzema bateriami AAA, gwizdek na klamerce (zasłyszane swego czasu bodajże z ust Anglików: najważniejsza rzecz, którą zawsze zabierasz w góry? gwizdek!) — mała, lekka i wygodna, poręczna i wytrzymała.
Do czego przydaje się latarka czołowa i kiedy będzie wygodniejsza niż maluśka latarka ręczna (jak np. Olight S1)?
Czołówka oczywiście wygrywa wszędzie tam, gdzie przydają się wolne ręce; chociaż nasze Olighty można mocować np. do daszka czapki, to jednak fabryczna taśma zawsze będzie wygodniejsza (choćby dlatego, że nie używamy czapek z daszkiem). Nie wyobrażam sobie np. marszu przez góry z latarką w dłoni (i to wcale nie musiałbym mieć w planach jakichś ekstremów w Elbsandsteingebirge); podobnie czołówka wygrywa podczas wieczornego spaceru mroźną zimą, bo mogę schować ręce w kieszeniach. Czołówka (subiektywnie) daje także bardziej naturalny ogląd rzeczy: źródło światła położone przy osi wzroku pozbawia przedmioty cieni.
Maleńki Olight wygrywa natomiast u mnie we wszystkich innych sytuacjach — jest lżejszy, bardziej dyskretny, mogę go zatem mieć przy sobie właściwie non-stop. W dodatku daje mocniejszy snop światła niż mój Petzl, a po dokupieniu akumulatorka przestałem się przejmować cenami baterii CR123.
Czy taka czołówka (Petzl albo inna, bo przecież chyba już nie można nawet powiedzieć, żeby Francuzi nadal dominowali w tym segmencie; inna sprawa, że ja chyba jestem z tego pokolenia, że pecl służy prawie jak generyczne określenie latarki na głowę) może się przydać tylko w górach?
Jak już zasugerowałem w pierwszym akapicie: nie sądzę, choćby przez to, że od lat tak planuję nasze wycieczki, żeby zmrok nie zastał nas na szlaku (a jednak obie Tikki zawsze dźwigam w plecaku). Natomiast 99% czasu używania tych latarek to po prostu… moja zwykła codzienność, czyli głównie wieczorne spacery z psinką, bo przecież nie ma nic gorszego jak plątanie się po krzakach bez źródła własnego światła (jak widzę nieszczęśników, którzy w moich okolicach notorycznie łażą po ciemku, aż mi się płakać chce).
Słowem: warto, mam, polecam, bo przydaje się do wszystkiego (ludzie z tym biegają, łowią ryby, wymieniają koła w autach, ostatnio widziałem dzieciaki zjeżdżające na sankach z czołówkami na głowie).