Motto na dziś: „Z dzikami porządek muszą zrobić myśliwi. To oni wiedzą gdzie dziki żyją, gdzie żerują i gdzie śpią. Nie zrobi tego wojsko” — Jan Krzysztof Ardanowski, minister rolnictwa (via portalspozywczy.pl)
Zwróciła się do mnie P.T. Czytelniczka z pytaniem: co ja właściwie myślę o planie zabicia (urzędnicza nowomowa zwie to„depopulacją”) wszystkich dzików w polskich lasach?
Dalej będzie w punktach (i nie będę ukrywał, że nie jestem aż taki mądry, żeby znać się na wszystkim, więc słucham i powtarzam argumenty osób, które uważam za godne słuchania i powtarzania):
- zacznę z grubej rury: człowiek (im bardziej ze Wschodu, tym bardziej) tak ma, że jeśli powstaje problem, to zamiast go rozwiązać, wybierze wyjście tylko pozornie najprostsze i skuteczne — zakazać, zabić, unicestwić,
- stąd Polska jest pełna zakazów i nakazów, które i tak ludzie mają w nosie — moje ulubione przykłady to oczywiście ograniczenia z wstępem z psem do parków narodowych (a na Słowacji nie!) oraz zakaz „puszczania psa luzem” w lesie (a w Czeskiej Republice nie) — ale także zakaz wjeżdżania samochodem do lasu lub przejeżdżania autem przez wały przeciwpowodziowe (które akurat są słuszne i logiczne, więc aż przykro, że ludzie tego nie rozumieją);
- (podobnie jak słuszna i logiczna byłaby sankcja za niszczenie zwierzyny przez psa — ale u nas woli się wylewać dziecko z kąpielą);
- im bardziej ze Wschodu… za Rewolucji Kulturalnej prowadzono m.in. masowe kampanie wycieńczania (na śmierć) ptaków (które były uznawane za szkodniki, bo zżerały ziarno) — na wezwanie chińskich władz miliony ludzi wychodziły z domów, tak długo strasząc ptactwo, aż te (zmęczone stałym fruwaniem) padało martwe. Były także akcje wyłapywania much, z obowiązkowym zbieraniem ich do słoiczków — pracowników, urzędników, profesorów nie rozliczano za to, co zrobili, lecz za to ile much mają w swoim słoiczku…
- słyszałem też, że w gruncie rzeczy ASF ma bardzo szybkie działanie („zjadliwość”), przez co chory dzik generalnie i tak długo nie pociągnie… różnica polega na tym, że dzik chory — a władza chce wytłuc dziki na dziko, jak leci…
- jeszcze inni mówią, że wystraszone akcją „depopulacji” dziki będą uciekać, a uciekając będą migrować — żeby się nie okazało, że nie tylko uda się nam wylać dziecko z kąpielą, ale także dodatkowo rozprzestrzenić ASF tam, gdzie jeszcze go nie ma (zaś zgodnie z zasadą „głupi Polak po szkodzie” winnych będziemy szukać wszędzie indziej — może wówczas oberwie się sarnom i jeleniom?);
- abstrahując od argumentów natury humanitarnej (w radiu słyszałem, że nawet myśliwi nie są wcale szczęśliwi, że będą zmuszeni strzelać do ciężarnych loch) oraz logicznych (czy należy zabijać dziki ze względu na chorobę, na którą zapadają świnie?): niektórzy mówią, że w gruncie rzeczy najbardziej skutecznym stworzeniem roznoszącym chorobę jest człowiek, który podróżuje, przemieszcza się, przy okazji mogąc przenosić to i tamto — czy zatem nie powinniśmy (wzorem stanu wojennego) ograniczyć możliwości do podróżowania po kraju? prawo do wyjazdu poza województwo tylko za zgodą wojewody, przejście po obowiązkowych matach nasączonych odpowiednią chemią?
- jeszcze inni mądrzy ludzie przypominają, że dzik to czyściciel lasu, bo zżera wiele rzeczy, których nikt inny nie zeżre — więc czy ktoś przemyślał jakie konsekwencje dla przyrody może mieć eksterminacja całej populacji polskich dzików? (przypominam sobie stary PRL-owski witz: że radzieccy naukowcy już wiedzą jak wybić wszystkie komary na Syberii, ale jeszcze nie wiedzą jakie będzie miało to skutki);
- (a jakbym chciał kąśliwie odnieść się do argumentów ekonomicznych producentów trzody — oraz zboża, dla których hodowcy wieprzowiny to duży rynek zbytu: mniej ryjów do wyżywienia to mniejszy popyt na owo zboże, więc szansa na spadek cen tych produktów — tańszy chleb, mąka, makaron, czyli dla mnie tylko OK — a rolnik i tak się wyżywi, bo dostanie odszkodowanie z podatniczej kieszeni).
Słowem: cały pomysł na „depopulację” polskich dzików kojarzy mi się z takim głupawym marketingiem — nie wiedzmy co zrobić, to zróbmy chociaż coś, najwyżej się zobaczy co dalej.