P.T. Czytelników nieskuszonych panującym na tutejszych łamach nastrojem wpadania w zachwyt nad (prawie) wszystkim co związane z czeskością spieszę zapewnić: każdy kij ma dwa końce i jest druga strona medalu, o której możecie poczytać w książce autorstwa Michała Zabłockiego pt. „To nie jest raj. Szkice o współczesnych Czechach”.
Autor, wieloletni korespondent prasowy w Pradze, nie ukrywa, że stawia się w pewnej opozycji do ikonicznego tryptyku Szczygła (a zwłaszcza do „Gottlandu”), po których przeciętny Polak może odbierać Czeską Republikę jako raj na ziemi, a przeciętnego Czecha jako pozytywnie nastawionego do życia wesołka, któremu tylko pivo v hlavě. Ja rzecz jasna obiektywny nie jestem (por. „Dlaczego jadąc z psem w góry wolimy wyjechać do Czech?”), toteż pozwoliłem sobie wynotować kilka burzących idylliczny obrazek informacji i opinii. A mianowicie:
- Michał Zabłocki nie pozostawia żadnych złudzeń — ten kraj był nie mniej skomunizowany niż Polska, o czym przekonywać ma zniszczenie historycznego miasta Most w celu rozbudowy kopalni odkrywkowej, zaś po 1989 r. dotknęły go takie same trudności związane z przeobrażeniami społeczno-gospodarczymi (ponieważ był dalece bardziej uprzemysłowiony, niektóre trudności są znacznie poważniejsze niźli w Polsce; troszkę mnie rozśmiesza uwaga, że fabryki Škody w gruncie rzeczy są tylko montowniami VW — dajborze Polsce takich problemów ćwierć wieku temu);
- w Czechach też bezpowrotnie giną dzieci, a czeska prasa plotkarska potrafi rozpętać niezłe piekło i zamęczyć rzekomego sprawcę, o czym przekonuje historia Anički Janatkovéj i oskarżonego — przez media, przy braku jakichkolwiek dowodów (niewykwalifikowany robotnik, który oglądał porno na telefonie i był na działkach, na których zaginęła dziewczynka) — o jej zabójstwo Otakara Tomka (finalnie popełnił samobójstwo, co zostało przez skwitowane przez prasę jako przyznanie się do zbrodni);
- w Czechach dochodziło do licznych ekscesów antycygańskich (znaczna mniejszość mieszka w północnej części krajów, zostali tam sprowadzeni po II wojnie światowej na tereny opuszczone przez Niemców) — nie tylko manifestacji, burd i pobić, ale też do aktów terrorystycznych (podpalenia przez czeskich neonazistów kamienicy w Vítkovie zamieszkałej przez cygańskie rodziny);
- czescy politycy są wyjątkowo chamscy (prym wiedzie tu Miloš Zeman, aktualny prezydent Republiki), patrząc z polskiej perspektywy nawet Václav Havel „nie miał klasy; ubierał się byle jak, a często mówił tak, jakby cały czas siedział w gospodzie”), a czeska polityka — potwornie sprzedajna. Skrajnym przykładem patologii była „umowa opozycyjna” (opoziční smlouva), na podstawie której dwie największe partie w parlamencie umówiły się co do podziału ról, także w kwestii pełnienia roli opozycji (były protesty, i to jakie — Děkujeme, odejděte!);
- Czesi piją bardzo dużo alkoholu (autor zgrabnie wymienia nazwy najpopularniejszych odmian winorośli uprawianych na Morawach — za frankovkę ma u mnie plusa z urzędu), wylicza, że 19 tysięcy hodowców (!) uprawia średnio po jednym hektarze, a powstaje z tego ponad 390 tys. hektolitrów wina… co do piwa to można powiedzieć, że przeciętny Czech wypija go 685 (kufli); niespecjalnie ciekawa (ciężka i mało „zielona”) jest natomiast czeska kuchnia, co powoduje znaczną otyłość (i to pomimo generalnie pozytywnego stosunku do sportu i rekreacji na świeżym powietrzu);
- Czesi w nosie mają natomiast drobny handel, bo gdyby nie Wietnamczycy, byłyby tylko większe sklepy sieciowe, ale otwarte najwyżej do 18.00, a w weekendy pozamykane (tu nie sposób nie zripostować na miejscu: to jest półprawda, bo chociaż rzeczywiście mnóstwo mniejszych sklepików prowadzą emigranci, to Penny Market czy przeciętny Můj obchod czynny jest zwykle co najmniej do 20.00, otwierają też w niedziele, i to nawet świąteczne, por. „Czy tydzień temu sklepy były nieczynne?”).
Słowem: tak, Czechy (i Morawy, i Śląsk) to na pewno nie jest raj (nawet Czeski Raj) — ale czy naprawdę tak wiele opisanych negatywów można odnieść wyłącznie do kraju naszych południowych sąsiadów (którzy czasem bywają sąsiadami z północy)? Czy w Polsce za komunizmu (i później) nie niszczyło się wartościowych obiektów „dla rozwoju”? Czy w Polsce nie dochodzi do przestępstw przeciwko maluczkim, a brukowe media nie potrafią rozpętać niezłego piekła (lub zrobić sobie jaj z czegokolwiek)? Czy polscy politycy naprawdę są tacy sympatyczni i uczciwi? Czy Polacy nie piją alkoholu — być może nawet (niektórzy) zbyt wiele, ale co gorsza nie produkują tak wspaniałego wina, którego możemy tylko pozazdrościć?
Warto czytać, choćby dla pokrzepienia serc i obalenia mitów — ale nie umiem się oprzeć wrażeniu, że autor po prostu bardzo chciał napisać coś „pod prąd”, więc połapał tematy, które są oczywiste, aczkolwiek nie wyłącznie w odniesieniu do Czeskiej Republiki.