Wakacje, peregrynacje, luźne tematy (ale nie pusty łeb), warto pomyśleć o dobrej lekturze. U mnie nieco nietypowo, ponieważ w takich okolicznościach sięgnąłem po książkę „Skąd się biorą Holendrzy?”, którą popełnił Ben Coates.
I już na początek mały wytyk pod adresem autora, który już na początku informuje, że wprawdzie mieszkańcy tego państwa są zwani Holendrami, acz ich państwo to właściwie Niderlandy, bo przecież Holandia to tylko jedna (a właściwie dwie) spośród europejskich części kraju (to tak jak z tymi „Czechami” i „Czeską Republiką”, znaj proporcje, mocium panie) — aby później cały czas pisać „Holandia”…
…przełknąwszy jednak to potknięcie muszę przyznać, że rzecz czyta się naprawdę bardzo dobrze, bo to nie są dyrdymałki ex cathedra, lecz dość luźne, dowcipne (nawet nieco autoironiczne) obserwacje młodego Anglika, którego życie skłoniło do przeprowadzki Rotterdamu. Ben Coates jest więc obserwatorem uczestniczącym — pływa łodziami, pije piwo, etc. — i nawet jeśli momentami piwo może sprawić, że nie będzie dostatecznie wnikliwym, to chyba da mu się to wybaczyć.
Jeśli ktoś się boi, że są tylko popierdółki, to spieszę donieść, że jest też o historii, ale tak umiejętnie wplątanej w wątek, że chyba każdy chętnie sięgnie — np. jak to jest, że te ich domy są takie wąskie i wysokie, klatki schodowe ciasne, że wszystkie meble trzeba wciągać na linie przez okno? jak to było z tym osuszaniem mokradeł, wydzieraniem lądu z toni morskiej? jaki jest stosunek Holendrów do przyrody i czy aby rzeczywiście taki eko-sreko? (tu muszę chyba nieco popolemizwać, bo Coates napisał, że Holender najchętniej jedzie na wakacje do wielkich miast, a tymczasem w miejscu, w którym uwidoczniłem mojego Kindla z okładką książki aut na charakterystycznych żółtych tablicach było co niemiara); dlaczego przeciętny Holender jest ponadprzeciętnie wysoki i jaki związek mają z tym holenderskie krasule? skąd do upodobanie do barwy pomarańczowej? jak to było z tą Hiszpanią, a później Belgią? kiedy Niderlandy były największą potęgą światową (i dlaczego imć pan Onufry Zagłoba mógł podpowiedzieć, by królowi szwedzkiemu darować właśnie Niderlandy)? jakie były przyczyny i jakie są utrzymujące się społeczne konsekwencje holenderskiego głodu (to też jest ciekawy wątek: alianci dostarczający żywność na terytorium okupowane przez Niemców (por. Operacja Manna))?
Żeby nie było tak poważnie, w „Skąd się biorą Holendrzy?” można także poczytać o:
- niderlandzkiej rodzinie panującej Oranje-Nassau począwszy od Wilhelma aż do skandalicznego małżeństwa ówczesnej księżniczki Beatrix (późniejszej monarchini), co nie nie chciała Niemca;
- futbolu totalnym, który odmienił jedną z najnudniejszych dyscyplin sportu, Feyenoordzie i Ajaxie, Cruijffie i van Gaalu;
- mniejszościach narodowych, Pimie Fortuynie, Theo van Goghu i Geercie Wildersie;
- pomocniku Sinterklaasa, czarnym (bo pomalowanym) Piotrusiu — przy czym nie wiadomo czy Zwarte Piet to rasizm czy niewinna zabawa;
- prostytucji, gandzi i prawie do eutanazji — czyli tym wszystkim, z czym utożsamiany jest holenderski liberalizm.
Od siebie mogę dodać, że w Amsterdamie spędziłem kawałek najbardziej zwariowanych studenckich (i nie-górskich) wakacji mojego życia, więc niech nie mówi mi niczego o życiu ten, kto na sqacie przy Herengrachcie choćby kilku nocy nie przekimał (do dziś pamiętam wstępne szkolenie z BHP).
Reasumując: zdecydowanie polecam, bo to kawałek solidnej, acz inteligentnej i interesującej literatury jest.
(Ben Coates, „Skąd się biorą Holendrzy?” [’Why the Dutch are Different: A Journey into the Hidden Heart of the Netherlands’], tłum. Barbara Gutowska-Nowak, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, na papierze 352 str.]