Pierwsza część lakonicznej opowiastki o naszej lajtowej alpejskiej przejażdżce kończy się gdzieś w okolicach Col de la Lombarde… dziś czas na część drugą, czyli najwyższe przełęcze w Alpach, na które da się wtarabanić (sprawnym) automobilem.
Barrage de Moiry — Lac de Châteaupré (2350 m n.p.m.)
Zaczynając jednak od małego detour, bo przecież okropnym przeoczeniem byłoby pominąć jezioro Lac de Châteaupré w Szwajcarii, choćby dlatego, że był to najwyższy punkt na naszej trasie, w którym udało się nam przekimać.
Doświadczenie podpowiada: jeśli szukacie w szwajcarskich Alpach miejsca, gdzie nie tylko śmiało można autem, ale też nie przegonią do rana, no i ędzie jakaś infrastruktura — szukajcie sztucznych jezior. Tak jest przy wielkiej zaporze tworzącej Lac des Dix, tak też jest przy zaporze Barrage de Moiry tworzącej jezioro o tej samej nazwie…….widok w kierunku jeziora (o niebywałej barwie wody) i gór jest z pewnością piękniejszy, ja jednak pomyślałem sobie, że zaskoczę P.T. Czytelników dość nietypowym kadrem: z korony zapory „na zewnątrz”, w dół doliny. Na ujęciu widać kawałek szosy Route du Barrage oraz darmowy parking dla kamperów znajdujący się dokładnie pod tą wielką konstrukcją Natomiast położone kilka kilometrów dalej i dobre 150 metrów wyżej Lac de Châteaupré to całkowicie naturalne alpejskie jezioro tworzone przez wodę spływającą z lodowca o tej samej nazwieNatomiast tuż pod jeziorem Châteaupré, na wysokości ok. 2350 m n.p.m., znaleźć można parking — po brzegi obstawiony kamperami (podobnie jak solidny kawalek drogi od jeziora Moiry) — który z dość oczywistych przyczyn skojarzył mi się z tym przy przełęczy Bielerhöhe na szosie SilvrettaJakby ktoś pytał: dookoła jest mnóstwo łatwiejszych lub trudniejszych górskich szlaków wiodących na okoliczne wierzchołki (a to są już trzytysięczniki) — aczkolwiek tym razem musieliśmy je odpuścić
Dla wytrwałych jeszcze krótki filmik z porannego spaceru ;-)
Col d’Izoard (2361 m n.p.m.)
Wracając ad rem: przełęcz d’Izoard we francuskim Masywie Queyras, choć sama w sobie niezbyt piękna, to przecież słynna w światku rowerzystów, a to dlatego, że właśnie tędy biegnie jedna z najtrudniejszych tras Tour de France. No i mamy metraż większy niż Świnica, więc nie ma to tamto.
O widokowej i widowiskowej szosie D 902 — tworzącej solidny kawalek prowadzącej wzdłuż południowo-wschodniego odcinka granicy Francji Route des Grandes Alpes — postaram się jeszcze wspomnieć, w tym miejscu mogę dodać, że jej urokliwe otoczenie znakomicie urozmaica podjazd na przełęcz d’Izoard od południa, przez niebywałe Casse DéserteZ bliska Col d’Izoard wygląda raczej kiepsko (obelisk, dwa parkingi, pawilon handlowy), mnóstwo samochodów, motocykli, sporo rowerów, w sumie niezły zgiełk……zyskuje po oddaleniu się od całego tego młyna, bo wówczas widać, że matka natura nie poskąpiła jej ciekawego otoczeniaZjazd z d’Izoran na północ, drogą D 902 w kierunku Briançon, jest nieco spokojniejszy, a przed oczami rozpościerają się wcale niezgorsze widoki……ta część Masywu Queyras prezentuje się po prostu obłędnie
Furkapass (2436 m n.p.m.)
Jako stary Bondomaniak nie mogłem pominąć Furki! Ostrzyłem sobie na nią zęby od dobrych trzech lat — i wreszcie udało się zobaczyć to miejsce na własne oczy.
„James Bond Straße”, czyli miejsce, w którym rozegrała się słynna scena „Goldfingera” (James Bond w swoim Aston Martinie śledzi Goldfingera, za nimi podąża Tilly Masterson. Bond zatrzymuje się przy jednym z zakrętów, obserwuje z odległości swojego adwersarza, wtem… pada strzał!). Od 1965 roku szosa na przełęcz Furka bardzo się zmieniła, zmieniło się i to miejsce — ale na mnie zadziałało jak czakram ;-)Podjazd od wschodu na Furkę nie jest szczególnie trudny… a na przełęczy spory parking, jakiś obelisk lub dwa, podniszczony (zamknięty) budynek i… nic więcej. Żadnych straganów, knajp, etc. (zdaje się, że takie utensylia znajdują się na szosie od zachodu, przy lodowcu Rhonegletscher i słynnym Hotelu Belvedere, ale tam nie udało się nam dotrzeć) Natomiast widoczki rozpościerające się z dość rozłożystej przełęczy są naprawdę przeniesamowite!I familijny pstryczek na przełęczy Furka (na marginesie dodam, że Furka była naszą pierwszą „zdobyczą” podczas tego wyjazdu)Jakby ktoś się pytał jak się jeździ autem przez najwyższe szosy w Alpach: pod górę stuparokonny silnik naszego Peżocika daje radę całkiem nieźle, pożywiając się przy tym ogromnymi ilościami paliwa (auto, które w trasie potrafi spalić 5,5 litrów na setkę, w takich warunkach bierze nawet litrów dwadzieścia). W zjeździe spalanie jest zerowe, ale nawet zapiąwszy na stałe drugi bieg muszę tak często używać hamulca, że czasem obawiam się o klockiO tym, że przełęcz Furka jest położona w Szwajcarii — dokładnie przez jej siodło przebiega granica kantonów Uri i Valais — przypominają pasące się wzdłuż szosy krówki, z beznamiętną cierpliwością przeżuwające alpejską trawę
Col du Grand-Saint-Bernard / Colle del Gran San Bernardo (2473 m n.p.m.)
Wielka Przełęcz Świętego Bernarda: graniczna, ikoniczna (bernardynów z beczułkami zawieszonymi u obroży nie widzieliśmy), kolejna dość obszerna i całkiem zmerkantylizowana… ale tak czy inaczej naprawdę fajna.
Z Martigny na Wielką Przełęcz Świętego Bernarda jedziemy całkiem elegancką szosą (zamykaną dla ruchu drogowego w okresie zimowym) — jak kogoś nie interesują widoki lub ma lęk przestrzeni, a nie cierpi na klaustrofobię, ze Szwajcarii do Italii można pomknąć wydrążonym pod przełęczą, płatnym, prawie 6-kilometrowym tunelemGdzieś po lewej Szwajcaria (ten budynek to chyba nawet kontrola celna), reszta kadru to Italia……więc centralne jezioro nosi dwie nazwy: Lac du Grand San Bernardo / Lago del Gran San Bernardo; w tle słynny klasztor Bernardynów, leżący oczywiście po szwajcarskiej stronie granicyWokół całego tego interesu wiedzie niedługi (co doceniła nasza psinka) i całkiem ciekawy pod względem widokowym szlak turystyczny Aczkolwiek prawdziwe widoki zaczynają się po stronie włoskiej: to jeszcze Alpy Penińskie, ale na horyzoncie czają się Alpy Graickie Wielka Przełęcz Świętego Bernarda to już prawie wysokość naszych Rysów, więc uprasza się o ostrożność: raz, że ponoć niektórzy już na tej wysokości potrafią mieć już komplikacje związane z rozrzedzonym powietrzem, dwa, że jak się wjechało, to jakoś trzeba zjechać……a zjazd z Wielkiej Przełęczy Świętego Bernarda na stronę włoską, to nic innego jak Strada Statale 27 del Gran San Bernardo — kolejna wijąca się asfaltowa nitka, emocjonujące serpenty i super widoki
Col de Raspaillon (2513 m n.p.m.)
A na zakończenie (tego odcinka) prawdziwy smaczek, bo czym byłby tekst omawiający najwyższe przełęcze w Alpach (na które można wjechać samochodem) bez Col de Raspaillon?
Francja — Alpy Nadmorskie, masyw Mercantour, masyw Queyras — owładnęła mną w zupełności. Takie widoki, takie światło, takie okoliczności przyrody… Na zdjęciu kawałek Parku Narodowego Mercantour — oraz element dawnych francuskich granicznych umocnień, czyli Camp des FourchesCamp des Fourches, czyli ruiny dawnych koszarów, w których — na wysokości prawie 2300 m n.p.m. — stacjonowały oddziały strzegące kraju przed zagrożeniem ze strony Italii. Aktualnie dokładnie środkiem, między zabudowaniami, prowadzi szosa M 2205 (bo tak na tym odcinku zwie się słynna D 902)
Dla wytrwałych: krótki wirtualny spacer przez Camp des FourchesA to jest właśnie Col de Raspaillon — czyli jesteśmy już wyżej niż Rysy, ale niżej niż Gerlach. Fotka pstryknięta z ruin umocnień strzegących przejścia przez tę przełęcząPark Narodowy Mercantour: kolejny piękny, kolejny niedostępny dla psich łapek — nie tylko ze względu na wiek i kontuzje Kuaty, ale po prostu z racji zakazu wstępu z psem do francuskich parków narodowych
Dla chętnych do popatrzenia, choćby na mapie, na najwyższe przełęcze w Alpach, na które da się wtarabanić automobilem, garść odnośników: