Jeśli, P.T. Czytelniku, czekasz na kolejną porcję ochów i achów o ustawie o prawach konsumentów — doskonale trafiłeś. Dziś jednak nie będzie o nowelizacji art. 172 PT, który — właściwie zezwala? generalnie zakazuje? — pisania do ludzi listeli i telefonowania z ofertami, ani też o tym, że tylną furtką zalegalizowali e-sprzedaż alkoholu (a jeśli nie, to tylko dlatego, że ustawa tak musiała, bo tak kazała dyrektywa, a przecież teraz wybieramy sobie 560 parlamentarzystów tylko po to, żeby było komu bez zrozumienia przepisywać za dyrektywami). Nie będzie nawet o tym, że mogą być historie z płatnością za pobraniem w kontekście przepisów o prawie do zwrotu towarów.
To wszystko są nieważne rzeczy, przecież jak się pisze tak ważną ustawę, nie sposób skupiać się na szczegółach, zwłaszcza, że ponoć tkwi w nich diabeł.
Zamiast tego dziś odsyłam do ciekawego tekstu o zmianach w zasadach e-kupowania, który napisał Robert Drózd z bloga Świat Czytników — no nic, tylko podzielać większość konstatacji Autora:
- że sklepy będą musiały masakrować klientów taką ilością informacji, które gdzieś tam są już podane, że będzie z tego tylko niepotrzebny zgiełk, w którym umkną rzeczy istotne (a ja od razu od siebie zapytam: ciekawe czy już jacyś kombinatorzy kombinują jak np. ten cały art. 12 przekuć w jakąś lepszą aferę?);
- że przez te zmiany e-zakupy będą trudniejsze, niż obecnie — ucierpi nie tylko usability, ale i cierpliwość klientów. Dodajmy, że jeszcze jeden szczebelek na etapie między koszyczkiem a portfelikiem to jeszcze jeden powód do sięgnięcia po magiczny przycisk „X” — no ale przecież dla planistów ustawy to też nie jest problem, prawda?
- że w przypadku zakupu takich nowinek jak e-książki (ale nie tylko) będzie jeszcze gorzej, bo klient będzie musiał wyraźnie zgodzić się na udostępnienie pliku przed upływem 14-dniowego okresu na odstąpienie od umowy — w przeciwnym razie zapłacimy, ale… poczekamy (sic!);
- że ustawodawca nawet pomyślał o tych matołkach, które może i mają którąś tam zdolność do czynności prawnych, ale nie mają głowy — im trzeba będzie pisać „zamówienie z obowiązkiem zapłaty” (kurde, tego dopiero można nie zrozumieć), albo „kupuję i płacę” — jakby samo w sobie „kupuję” nie wystarczało.
No nic, grunt, że się dzieje, piszą się nowe ustawy, ważne rzeczy się dzieją.