Dzisiejsza recenzja jest o tyle specyficzna, że naprawdę nie zamierzam nikogo namawiać do pójścia do kina. Sęk w tym, że film „Sausage Party” nie jest filmem dla każdego i byłoby mi bardzo przykro, gdyby na seans trafiła osoba kompletnie nieprzygotowana na odbiór tego rodzajju dzieła.
![film sausage party recenzja](https://czasopismo.legeartis.org/wp-content/uploads/2016/08/Film-Sausage-party-recenzja.jpg)
Zacznijmy od sprostowania: tak, „Sausage Party” jest kreskówką, ale mimo to nie jest filmem dla dzieci (w sensie: nie bierzcie na to nieletniego potomstwa). Poziom obsceniczności przypomina starego dobrego Kevina Smitha (hmm, „Clerks III”?!?), a to oznacza, że jest naprawdę ostro…
Jednak „Sausage Party” to bardzo dobry i w sumie inteligentny film — o ślepej, fanatycznej religii, o wierze, która prowadzi obłąkane owieczki na rzeź — o tym, że mieć rację to nie wszystko, trzeba jeszcze umieć rację tę wyłożyć w sposób przyswajalny dla większości.
Nie chcę nikogo namawiać: jeśli macie prawie dwie godziny do zabicia, lepiej pójść na nowego Allena. Ale jeśli bawił Was „Ted” (mnie bawił) — ale rozczarował „Jeż Jerzy” (rety, mnie bardziej oszukali chyba tylko na „Hiszpance”) — to na „Sausage Party” śmiało możecie skoczyć.
Ale żeby nie było, że namawiałem!