„Stalin. Terror absolutny” autorstwa Jörga Baberowskiego — naprawdę niewiele brakowało — trafiłaby na listę — książek niedoczytanych. Od czego jednak są zęby, jeśli nie od zaciskania; zacisnąłem, przeszedłem trudniejsze partie, ukończyłem.

Nie żeby kolejna pozycja z serii „Oblicza zła” była nomen omen zła — jej największy feler to mylący tytuł. Parafrazując bolszewików: widzisz „Stalin” — myślisz „biografia”, a tu wcale nie; ta książka to raczej potoczyście napisany esej-reportaż poświęcony mechanizmom władzy opartej na terrorze.
Baberowski zaczyna opowieść od rozpadu Rosji, który dla chłopów-żołnierzy był początkiem drogi do świata bez państwa, panów, podatków i rekrutów — dla podżegających ich inteligentów okazji do zdobycia władzy. Sprzyjał temu brak zrozumienia tego, co się w istocie dzieje, stąd częstym hasłem było „niech żyje władza sowiecka! precz z bolszewikami i Żydami!” — bo komunizm był obietnicą raju, a jego bolszewizm, jako jego przeciwieństwo, codziennością brutalnej represji.
A dalej: brutalny terror lat 30-tych, napaść na Polskę, zagarnięcie państw bałtyckich, wojna z Finlandią — i tak do wojny, która w Rosji do dziś nie jest „drugą światową” (bo oczywiście nie zaczęła się ani w 1939 r., ani w 1937 r.), złudne nadzieje po 1945 r., dalsze przykręcanie śruby — i tak aż do śmierci dyktatora oraz „umowy społecznej” jego następców, dzięki której Chruszczow mógł cieszyć się emeryturą po utraci władzy.
Dla kogo jest zatem „Terror absolutny”? Na pewno nie dla poszukujących biografii Józefa Wissarionowicza Dżugaszwilego (im oczywiście lepiej polecić „Dwór czerwonego cara” Simona Sebaga Montefiore). Natomiast ta książka może świetnie się sprawdzić jako obszerne — ale napisane dość przystępnym językiem — wprowadzenie do tematu.
Polecam, jednak nie bezwarunkowo — chociaż gdyby to miała być Wasza jedyna książka o tej tematyce, naprawdę warto.