Późnowiosenny wypad w morawskie Jesioniki (aka Jeseniki, po czesku Jeseníky) dał nam wiele do myślenia — także o tym, że trzeba będzie jeszcze te ciekawe góry kiedyś odwiedzić. Północne zakątki Jesioników są w zasięgu jednodniowego wypadu, zatem nie pozostało nic innego jak przestać wodzić palcem po mapie, przeto korzystając z wreszcie łagodniejszej aury zapakowaliśmy się do auta i wyruszyliśmy w trasę do Běli pod Pradziadem. Plan był prosty: wdrapać się na jakiś szczyt, aby przejść kawałkiem grzbietu, aż do jakiegoś innego wierzchołka — czyli to, co tygrysy lubią najbardziej.
(Tu dygresja umilająca wędrówkę: głównym grzbietem pasma, od Pradziada przez Keprník, a dalej aż do Smrka, biegła historyczna granica Moraw i Śląska — gdyby pewnych zaszłości nie wyprostowano, mielibyśmy i w naszym rejonie eksklawy w rodzaju Campione d’Italia czy Llívii).
A że miałem ze sobą aparat i zrobiłem kilka zdjęć — każde z nich ma ponoć wyrażać więcej niż tysiąc słów — przechodzimy do części obrazkowej.
Dla chętnych wybrać się w Jeseniki zobrazowanie na mapie: Bělá pod Pradědem (śmiało można podjechać pod sam las, oszczędzi się jakieś 2 km marszu asfaltową dróżką) — Keprnický potok — Pod Točníkem — Točník — Kamenné okno — Vřesová studánka — pętelka wokół Červenej hory — Sedlo pod Vřesovkou — Trojmezí — Keprník — Pod Keprníkem — Výrovka — Keprnický potok — Bělá pod Pradědem.