A teraz coś z całkiem innej beczki: czy zakaz jazdy wierzchem obok innego jeźdźcy dotyczy także tradycyjnych gonitw konnych podczas procesji? Czy jeździec może odpowiadać karnie za wypadek spowodowany przez spłoszonego konia? Czy jego odpowiedzialność wyłącza jednak okoliczność, że mógł przypuszczać, że procesja jest prawidłowo zorganizowana i zabezpieczona? (prawomocny wyrok SR w Raciborzu z 30 maja 2018 r., sygn. akt II K 460/17).
Orzeczenie dotyczyło niespełna 18-letniego jeźdźcy, który biorąc udział w dorocznej procesji ku czci św. Urbana, jadąc wierzchem na koniu, nie zapanował nad zwierzęciem, przez co koń mocno poturbował pieszą powodując ciężki uszczerbek na zdrowiu — a następnie zbiegł (jeździec, nie koń) z miejsca zdarzenia, za co został oskarżony o przestępstwo z art. 177 par. 2 kk w zw. z art. 178 par. 1 kk.
art. 35 ust. 1 pord
Jazda wierzchem i pędzenie zwierząt powinny się odbywać po drodze przeznaczonej do pędzenia zwierząt. W razie braku takiej drogi jazda wierzchem i pędzenie zwierząt mogą odbywać się po poboczu, a jeżeli brak jest pobocza — po jezdni.
Wypadek miał miejsce podczas tradycyjnego wyścigu konnego podczas przerwy w procesji: jeźdźcy ścigają się w parach wzdłuż ulicy, na dystansie ok. 600-700 metrów, w tym czasie piesi są proszeni o zejście na chodnik; podczas gonitwy koń oskarżonego się wystraszył i skręcił w lewo, przeciął pobocze i przebiegł ok. 20 metrów tratując stojącą tam kobietę. Po zdarzeniu jeździec próbował uspokoić wierzchowca, a następnie pojechał odstawić zwierzę do domu; gdy dowiedział się, że jest poszukiwany, poszedł do straży pożarnej, skąd zatelefonował na policję.
art. 36 ust. 1 pord
Zabrania się jazdy wierzchem:
1) bez uzdy;
2) obok innego uczestnika ruchu na jezdni;
3) po drodze oznaczonej znakami z numerem drogi międzynarodowej oraz po drodze, na której obowiązuje zakaz ruchu pojazdów zaprzęgowych;
4) po drodze twardej w okresie niedostatecznej widoczności;
5) po drodze twardej osobie w wieku poniżej 17 lat.
W pierwszym podejściu oskarżony został uznany winnym zarzucanego mu przestępstwa, ale orzeczenie to zostało uchylone po apelacji na korzyść.
W drugim podejściu sąd zauważył, że była to rokroczna procesja, taka jak każda inna: nie sporządzono żadnej dokumentacji określającej jej przebieg i zachowanie uczestników, nie wystawiono żadnego zezwolenia na przemarsz lub wyłączenie ulic z ruchu, zwyczajowe wyścigi konne nie były w żaden sposób sformalizowane (proboszcz nie był o nich poinformowany, zaś gonitwą, która nie stanowi elementu procesji „był zaskoczony”) — zaś całą imprezę ochraniali policjanci z drogówki i strażacy z OSP. Zdziwieni gonitwą okazali się także policjanci, którzy (zeznając) zauważyli, że doszło do naruszenia zakazu konnej jazdy obok siebie, więc nie wiadomo, dlaczego patrol nie zareagował (ale skoro na zdjęciu widać, że radiowóz stoi tyłem, to na pewno już odjeżdżał).
Wniosek jest prosty: skoro procesja odbywała się od lat według tego samego schematu, była zabezpieczana przez policjantów, którzy wszystko widzieli, a proboszcz (o 6-letnim stażu w parafii) raptem jest „zaskoczony” gonitwą, to oznacza, że sprawcy nie można zarzucać umyślności w popełnieniu czynu zabronionego (art. 9 par. 2 kk) — bo „niespełna 18-letni wówczas oskarżony miał pełne prawo zasadnie przypuszczać, że zostały dochowane zarówno wszelkie zasady bezpieczeństwa takiej imprezy, jak i nie obowiązuje zakaz jazdy wierzchem obok drugiego użytkownika drogi, tj. drugiego jeźdźca”. Uczestnik procesji nie ma obowiązku dopytywać czy gonitwa została zgłoszona odpowiednim służbom i czy uzyskano wszelkie ewentualnie wymagane zezwolenia, czy droga została wyłączona z ruchu, a także czy policjanci i strażacy są odpowiedzialni za zabezpieczenie imprezy, czy tylko są jej widzami — i nie ma nawet znaczenia czy oskarżony wiedział o zakazie jazdy wierzchem obok innego jeźdźcy (art. 36 ust. 1 pkt 2 pord) — liczy się to, że zachowaniem wszystkich „czynników” był utwierdzony w przekonaniu o całkowitej legalności wyścigów konnych
(Nb. zdaniem biegłego sądowego w przypadku imprez masowych nie obowiązują zakazy określone w art. 35-36 pord, zaś ze zdjęć wynika, że „pozycja jeźdźca była prawidłowa, a osprzęt w jaki był wyposażony koń, spełniał warunki do jazdy wierzchem” — tu sąd stwierdził, że procesja czy pielgrzymka nie jest imprezą masową i nie wymaga szczególnych zezwoleń.)
Finalnie prowadzi to do konkluzji, iż sprawcy nie można przypisać sprawstwa nieumyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej jej życiu, tj. przestępstwa z art. 156 par. 1 pkt 2 kk w zw. z art. 156 par. 2 kk — bo „z uwagi na towarzyszące zdarzeniu okoliczności nie przewidywał, ani też nie mógł przewidzieć, że jego zachowanie może doprowadzić do zaistnienia czynu zabronionego” — zatem należy go uniewinnić także od zarzutu popełnienia przestępstwa z art. 177 par. 2 kk w zw. z art. 178 par. 1 kk.
Zamiast komentarza: pamiętając, że sąd w sprawie „A” nie zajmuje się sprawą „B” — jestem ciekaw czy ocena tradycyjnego bajzlu organizacyjnego podczas procesji (która nie musi być imprezą masową, żeby bajzel nie był na miejscu) spotkała się z dalszą reakcją organów.