O tym, że wizerunek osoby nieznanej z twarzy — ryzyko biznesowe czy raczej nadzieja na powiew świeżości?

Dla mnie ciekawostka, raczej nie kuriozum, może zapowiedź dobrego — w swej najnowszej kampanii reklamowej Wólczanka stawia na #Profesjonalistów, czyli ludzi dobrej pracy; jest: malarz, trenerka personalna, florysta, ilustratorka, pisarz, właściciele butiku z kapeluszami — oraz prawnik (czemu nie prawniczka?) w osobie Gabrieli Lenarczyk z pewnej krakowskiej kancelarii, której wizerunek został wykorzystany nawet w listelingu, przynajmniej tym, który trafił do mnie (ciekawe czy wysyłka była profilowana?).


wólczanka profesjonaliści
Wólczanka #profesjonaliści — czy użycie wizerunku osoby nieznanej z twarzy w reklamie to dobry sposób na zwrócenie uwagi klientów?

Sprawdziłem, Gabriela Lenarczyk nie jest radcą prawnym (radczynią prawną?), więc nie musimy zastanawiać się nad deontologią — radcom nie przystoi reklama sprzeczna z zasadami etyki, ale czy przystoi udział w reklamie przedsiębiorstwa odzieżowego? Jednak moją uwagę zwrócił inny, miły memu oku (i głowie) szczegół: chociaż w kampanii nie biorą udziału żadne znane osoby, nie ma też żadnych osób znanych z tego, że są znane, tym bardziej blogerów, influłęserów, piłkarzy (jako ex-miłośnik futbolu, jeszcze tego z czasów Erika Cantony i Paula Gascoigna ubolewam nad czasami, kiedy słynni kopacze słyną z fryzur, dziar lub udziału w reklamie bielizny). Słowem: dominują wizerunki osób nieznanych z twarzy. (Nawet jeśli mogę ździebko ubolewać nad pominięciem pewnego prawnika-blogera (melduję, że w szafie wisi nie tylko Craghoppers, coś Wólczanki czy Vistuli też się znajdzie) — to na pewno cieszy, że nie straszą gęby.)

Kampania reklamowa Wólczanka #Profesjonaliści zbiegła się (natomiast irytuje mnie nieco maniera na pisanie wszystkiego w mianowniku: Sopot Festival, Lato z Radiem Festiwal, Summer Jazz Festival — powinno być zatem Wólczanka dla Profesjonalistów czy coś w ten deseń) — zbiegła się w mojej percepcji, cóż ja poradzę, że mam takie skojarzenia — z ciekawym tekstem poświęconym maskowaniu jakie pewne kręgi polityczne stosują w przestrzeni miejskiej. Otóż brytyjska marka odzieżowa Fred Perry, dotąd kojarząca się ze sportem, zwłaszcza tenisem, staje się przypadkowym dostawcą nieformalnych uniformów dla grup hipstersko-neonazistowskich — i prosi, nalega wręcz, żeby przestali nosić jej polówki, bo nie chcą skończyć jak Lonsdale (nb. nawet nie kojarzyłem, że upodobanie do ich odzieży wynikało z literek „nsda” w nazwie). Powód bardzo prosty: w ramach wizerunkowego maskowania się bojówki nie paradują już w glanach i flejtuchach (te zamorskie nie kradną prześcieradeł sąsiadkom), lecz raczej w odzieży taktycznej („Why does the far right love Fred Perry? Mainstream fashion is its new camouflage”).

A na koniec, żeby już było kompletnie odprężająco od czapy, kilka kwadransów bardzo starej muzyki spod znaku skinhead — żeby nie zapominać, że zawsze jest jakaś nadzieja:



A skoro było o reklamie, to przypominam o wyjątkowej promocji Revoluta dla P.T. Czytelników Lege Artis — karta za darmo oraz 20 złotych dla każdego klienta, który zarejestruje się w serwisie korzystając z tego odnośnika (zostały 4 dni!).

subskrybuj
Powiadom o
guest

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

5 komentarzy
Oldest
Newest
Inline Feedbacks
zerknij na wszystkie komentarze
5
0
komentarze są tam :-)x